czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 9

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM - WAŻNE. 

Obudziłam się przez hałas odkurzacza i dobiegający spod mojej poduszki dźwięk dzwoniącego telefonu. Nim zdążyłam odebrać, muzyka ucichła, a ja bez namysłu sięgnęłam komórkę i oddzwoniłam.
- Lucy! Nie mów, że jeszcze śpisz! – usłyszałam w słuchawce donośny głos siostry.
- Która godzina? – byłam zdezorientowana.
- Dochodzi jedenasta, idź do mamy i spytaj ją jeszcze raz o listę zakupów, bo się pogubiłam!
- Zaraz zejdę, napiszę Ci smsa. – przetarłam jedną ręką zaspane oczy i niechętnie wyszłam z łóżka.
- Ach! Powiedz jej jeszcze, że Daniel ma być o siódmej.
- Jasne, jasne.
To był ta sobota. Ten dzień. Dzień, w którym miałam zjeść kolację z moją mamą, siostrą i zaginionym bratem. Dzień, w którym chciałam połączyć go z naszą rodziną. Minął prawie tydzień od chwili, w której go zaprosiłam. Ciągle nie byłam pewna swojej decyzji, nie wiedziałam, czy to się skończy dobrze. Wiele ryzykowałam - mogłam rozpocząć awanturę między mną, Adelaide i mamą ale równie dobrze mogłam zyskać nowego członka rodziny. Brata. Z jednej strony koleś mnie przerażał, w końcu w pewnym sensie mnie prześladował i przyprawiało mnie to o dreszcze, z drugiej jednak było mi go żal, przecież wychowywał się w rodzinach zastępczych i tak naprawdę nigdy nie miał rodziny. Chciałam to dziś zmienić, wynagrodzić mu ostatnie kilkanaście lat z jego życia. Przynajmniej w większości chodziło o to. Dwanaście lat temu straciłam ojca i w głębi duszy potrzebowałam mężczyzny w domu. Kogoś, kto zaopiekowałby się mną, w zimę napalił w kominku a wiosną pojechał ze mną na ryby. Potrzebowałam przy sobie silnego ramienia. Co prawda miałam Ashtona, lecz nie chodziło mi o taką więź. Potrzebowałam starszego brata, bo ojca nikt nie mógł mi zastąpić.

Postanowiłam wziąć prysznic i chwilę się zrelaksować. Czułam się o niebo lepiej, gdy po moim ciele spływały krople gorącej wody. Koiły cały mój ból, sprawiały, że zapominałam o świecie. Mogłabym spędzić tak resztę życia, byleby nie myśleć o problemach. Jednak trzeba było stawić czoła rzeczywistości, a właśnie zaczęła dawać o sobie znać w postaci znów dzwoniącego telefonu.
Opłukałam się z piany i szybko wyszłam spod prysznica. Owinęłam ciało ręcznikiem i podreptałam do pokoju, by sprawdzić kto próbował się ze mną skontaktować. Na wyświetlaczu ujrzałam trzy nieodebrane połączenia od doktora Griffina. Świetnie, lepiej być nie mogło. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę, decydując się na rozmowę z lekarzem.
- Halo? – powiedziałam niepewnie, po czym przełknęłam ślinę.
- Lucy, jak dobrze, że dzwonisz. Wczoraj wieczorem przyszły wyniki i chciałbym, żebyś przyjechała do mnie do gabinetu, najlepiej teraz, bo potem może mnie nie być. – poczułam ścisk w żołądku, chyba nie byłam na to gotowa.
- Dobrze, oczywiście, niedługo będę.
Tak bardzo potrzebowałam kogoś przy swoim boku, kogoś, kogo mogłabym złapać za rękę i razem z nim przyjąć wiadomości na temat mojej choroby. To był zbyt wielki stres. Byłam w stanie znieść kilka ukłuć igłą, ale w ciągu godziny miałam dowiedzieć się co dalej z moim życiem. Nikt nie chciałby być w takiej chwili sam. Nikt.

W ciągu dwudziestu minut ubrałam się, wyczesałam i zrobiłam delikatny makijaż. Chciałam jak najszybciej dostać się do szpitala, wysłuchać słów lekarza a potem wyjść i nacieszyć się słoneczną sobotą. Nie było to takie łatwe. Ten dzień zapowiadał się jako jedna wielka porażka. Myślałam, że będę musiała stawić czoła Danielowi i całej tej kolacji, a w gratisie dostałam wyniki biopsji szpiku. Musiałam podejść do tej sytuacji jak do testu i koniecznie go zdać.
Zbiegłam po schodach i usiadłam na przedostatnim stopniu by założyć trampki. Moja mama ciągle krzątała się po domu sprzątając i przygotowując wszystko na dzisiejszy wieczór. Bardzo lubiła poznawać naszych znajomych i przyjaciół. Nie przeszkadzało to ani mi, ani mojej siostrze, bo nasza rodzicielka była jedną z tych fajnych mam.
- Gdzie idziesz, słońce? – spytała, wyłaniając się z kuchni.
- Oh, skoczę na chwilę do restauracji, zdaje mi się, że zostawiłam tam wczoraj mój portfel. – znowu kłamałam i wcale nie czułam się z tym w porządku.
- Mogę Cię podrzucić, jeśli chcesz.
- Nie, mamo, przejdę się. – wysiliłam się na uśmiech.
- No dobrze, dobrze. Tylko pospiesz się! Chcę żebyś potem mi pomogła, zjemy dziś na tarasie! – powiedziała, po czym klasnęła z podekscytowania.
- Jasne.
Droga do szpitala minęła mi szybko, może dlatego, że cały czas próbowałam napisać sensownego smsa do Ashtona, w którym chciałam go o wszystkim poinformować. W rezultacie schowałam telefon do torebki i postanowiłam dać sobie spokój.
Stałam przed drzwiami do gabinetu i czułam się tak samo, jak za pierwszym razem gdy tu byłam – nieswojo. Nie mogłam jednak zwlekać, więc pociągnęłam za klamkę i w kilka sekund znalazłam się przy biurku mojego lekarza.
- Usiądź, musimy porozmawiać. – mężczyzna wskazał ręką na krzesło, a ja od razu zajęłam miejsce. – Przyszły Twoje wyniki. 
- I? Co w nich jest? – nie mogłam ukryć, że byłam ciekawa.
- AML. Tak nazywa się Twój rodzaj białaczki. To ostra białaczka szpikowa. – powiedział, głęboko oddychając, a dla mnie znaczyło to najgorsze.
- Da się ją wyleczyć, prawda? – w moim brzuchu kolejny raz poczułam ucisk.
- Nadaje się do leczenia, remisja przy tego typu białaczce występuje w 75%.
- Więc… to dobre, czy złe wieści?
- Prawda jest taka, że remisja nie jest lekarstwem. – opadłam zmartwiona na oparcie krzesła. – Ale jest poważna. – to nic dla mnie nie zmieniało.
- Leczenie możemy zacząć już w poniedziałek, wykonam tylko kilka telefonów i…
- Nie… nie wiem. Muszę to przemyśleć, powiedzieć rodzinie. Wstrzymajmy się, chociaż chwilę. Proszę.
- Dobrze, ale tylko chwilę. Musimy zacząć wszystko jak najszybciej, Lucy.
- Ja… ja potrzebuję powietrza. Nie mogę się z tym teraz mierzyć… nie mogę. – mówiłam przerażona, wstając z krzesła i kierując się do wyjścia.
- Zadzwonię do Ciebie! – krzyknął Griffin, gdy wychodziłam z gabinetu.
Siedziałam na ławce w parku znajdującym się między szpitalem i restauracją. Po moich policzkach spływały słone łzy, których nie potrafiłam zatrzymać. Po prostu pozwalałam im płynąć, nie zwracałam uwagi na dziwne spojrzenia przechodniów. Gdy myślałam, że zaczynam kontrolować swoje życie i jestem w stanie stanąć twarzą w twarz z chorobą, musiałam dowiedzieć się najgorszego. „Nadaje się do leczenia”. Ciągle chodziło mi to po głowie, na niczym innym nie mogłam się skupić. W duchu tak bardzo liczyłam na „Wyzdrowiejesz Lucy”, że przestałam brać pod uwagę inne możliwości.
Sięgnęłam z torebki komórkę i bez zastanowienia wybrałam numer Ashtona. Po kilku sygnałach zaczęłam tracić nadzieję na to, że odbierze, ale gdy chciałam się rozłączyć w słuchawce usłyszałam jego głos.
- Halo?
- Ashton? – powiedziałam żałośnie i pociągnęłam nosem.
- Lucy? Lucy, skarbie co jest? Co się stało? Wszystko w porządku?
- Przyszły wyniki… – z oczu zaczęło wypływać mi coraz więcej łez. – Mam ostrą białaczkę szpikową.
- Oh… O mój Boże. Ale wyzdrowiejesz, prawda? – jego głos zaczął się łamać.
- Ja… ja nie wiem… Nie wiem, Ash…
- Uspokój się, kochanie. Oddychaj, dobrze? Oddychaj.
- Przepraszam, że w ogóle dzwonię. Pewnie Cię obudziłam czy coś, przepraszam…
- Mówiłem Ci przecież, że możesz dzwonić zawsze.
- Przekażesz chłopakom tą… informację?
- Okej, nie martw się o to.

Dochodziła godzina 19, a ja stałam przed lustrem i poprawiałam swój wygląd. Całe popołudnie spędziłam w łóżku, tłumacząc się mamie, że nie czułam się najlepiej. Zachowałam się okropnie, ale przecież nie mogłam pokazać jej, że coś mnie gryzło. Od razu zaczęłaby męczyć mnie pytaniami, a ja nie chciałam mówić jej kolejnych kłamstw. To śmieszne, bo przecież mówiąc, że źle się czuję i tak oszukiwałam, prawda?
Przestawałam widzieć sens w całym tym wieczorze, ale na odwołanie go było już za późno. W całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, więc ostatni raz poprawiłam włosy i zbiegłam po schodach. W drzwiach ukazał się ubrany w ciemne jeansy, szarą marynarkę i białą koszulę Daniel. Przez chwilę pomyślałam sobie, że wygląda bardzo przystojnie, lecz momentalnie skarciłam się w myślach – w końcu to mój brat. W ręku trzymał trzy bukieciki. Gdy wszedł do środka od razu je nam wręczył a Adelaide zaprowadziła go na taras. Po chwili dogoniłam ich i zajęłam miejsce przy stole, naprzeciwko Daniela. Chłopak akurat opowiadał mojej mamie – a właściwie naszej – o przyjaźni z siedzącą obok niego Adele. Nie skupiałam się na jego słowach, ale cała trójka co chwilę śmiała się, więc Rivers musiał być zabawny.
- A Ty, Lucy? – z zamyśleń wyrwał mnie jego głęboki głos.
- Ja?
- Co sądzisz o naszej komicznej redakcji? – na siłę próbował wciągnąć mnie do rozmowy.
- Cóż… Sądzę, że jest komiczna. – palnęłam coś, co jako pierwsze przyszło mi do głowy.
- Okej. – Dan był zdecydowanie zakłopotany.
- Masz dziewczynę? – spytałam bez żadnego pohamowania i poczułam szturchnięcie w nogę. Mama zdecydowanie nie chciała, żebym się tak zachowywała.
- Nie, ale Ty chyba masz chłopaka, prawda? – odparł z dobrze mi znanym uśmiechem.
- Oh, ja nie pytam w tym sensie! – poczułam pojawiające się na policzkach wypieki. – Po prostu, zastanawiałeś się kiedyś nad założeniem rodziny?
- Tak, myślałem o tym. Byłem przez jakiś czas w związku, ale nie wypaliło. Zresztą, nie sądzę, że mógłbym być dobrym rodzicem. Wychowywałem się w wielu rodzinach zastępczych i nie wiem jak powinien postępować ojciec. Ani matka, zresztą. – bacznie obserwowałam jego zachowanie i jak mogłam się spodziewać, na ostatnich słowach spojrzał kątem oka na moją rodzicielkę. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że jesteśmy rodziną.
- Przepraszam, nie powinnam pytać… - zrobiło mi się głupio, bo chłopak naprawdę czuł się skrzywdzony.
- Oh, nie przejmuj się. To nic takiego, przyzwyczaiłem się już. W końcu jestem dorosły, nie mogę zachowywać się jak dzieciak. – spojrzał na mnie znacząco. Wkopałam się.
- Lucy, pomożesz mi z ciastem. – odparła pewnie Adelaide nie dając mi żadnego wyboru.
- To ja w tym czasie skorzystam z toalety. – powiedział Dan i razem z nami powędrował do domu.
Tak jak mogłam się spodziewać, wcale nie poszedł do łazienki. Stał razem z nami w kuchni, przyglądając się nam podczas gdy kroiłyśmy deser. Adele przerwała niezręczną ciszę, która otaczała całe pomieszczenie.
- Okej Lucy, mów skąd wiesz. – spojrzałam na podpierającą się o blat siostrę.
- Ja? O czym?
- Nie udawaj głupiej, młoda. – przewrócił oczami Rivers. – O tym, że jestem waszym bratem.
- Gdybyś mnie nie prześladował nigdy bym się nie dowiedziała. Zostawiałeś mi zbyt wiele wskazówek. Ale czekaj, czekaj. Ty wiesz? – przeniosłam swój wzrok na dziewczynę. – Ty wiesz, Adelaide? Wiedziałaś cały ten czas i nic nie powiedziałaś?!
- Oczywiście, że wiem! Boże, jak mogłabym nie wiedzieć!
- Nie wspomniałaś nawet słowem… - patrzyłam na nią z urazą. Było mi przykro, że mnie oszukała.
- Co miałam powiedzieć?! „Hej Lucy, mam nadzieję, że miałaś dobry dzień, odkryłam, że mamy starszego brata”?! Czy Ty w ogóle myślisz?
- Hej, spokojnie. – uspokoił nas Daniel. – Powiedzmy jej całą historię.
- Nie teraz, nasza mama na nas czeka. – rzuciła oburzona Adelaide i wyszła.
Kolejną godzinę spędziłam nie odzywając się nawet słowem, po prostu przytakiwałam na wszystko, o co mnie pytali. Gdy zaczęło robić się chłodniej, mama zaproponowała byśmy przenieśli się do salonu.
- Posprzątam naczynia – stwierdziłam, chwytając w ręce kilka talerzy. – Dan, mógłbyś mi pomóc? – spojrzałam na niego porozumiewawczo.
- Jasne, czemu nie? – puścił mi oczko i po sekundzie szedł za mną do kuchni.
Wstawiłam naczynia do zlewu i od razu odwróciłam się patrząc na chłopaka. Wydawał się być sympatyczny i zaczynałam złościć się na siebie, że pochopnie go oceniałam.
- Przepraszam. – powiedział, po czym głęboko odetchnął.
- Za co? Nie masz powodu do przeprosin. – uśmiechnęłam się do niego.
- Przecież ja też po części Cię okłamywałem. No i… trochę Cię śledziłem. – zaśmiał się i podrapał po głowie.
- Taa, to akurat było przerażające. – zawtórowałam mu. – No ale jak się domyślam, nie planowałeś mojego zabójstwa czy porwania więc wybaczam.
- Cieszę się. – chłopak chciał coś dodać coś jeszcze, lecz przeszkodziło mu nawoływanie rodzicielki. – Będziemy musieli jeszcze porozmawiać, Lucy. – odparł szybko.
- Wiem.
Siedzieliśmy w salonie i kontynuowaliśmy rozmowy. Właściwie, oni kontynuowali. Ja rozmyślałam nad tą zupełnie nową dla mnie sytuacją. Myślałam o kłamstwach Adele i Daniela, ale ja przecież nie byłam lepsza, prawda? Tłumaczyłam się tym, że czasem trzeba kłamać by nie martwić i ranić osób, na których najbardziej nam zależy. W głębi duszy wiedziałam, że nie miało to sensu. Zawsze trzeba być szczerym. Zawsze.
- Dłużej tak nie mogę. – wypaliłam, a wzrok wszystkich powędrował na mnie. – Mam dość kłamstw.
- O co chodzi? – spytała zmieszana mama.
- Mamo… muszę wam coś powiedzieć… Wam wszystkim. – wstałam i spojrzałam na Daniela, dając mu znak, że chcę by był przy tym obecny. – Mam raka. – powiedziałam ledwie słyszalnym głosem.

_________________________________________
Dziewiątka! Tak z okazji 5 000 wyświetleń, ha! ;)
Szybko mi się pisało ten rozdział i uważam, że nie jest najgorszy, coś się w końcu dzieje:)

Dzięki wielkie za tyle wyświetleń, dla mnie to bardzo dużo i cieszę się z nich ogromnie ♥

Aczkolwiek jest mi przykro, że pod rozdziałami tak mało komentarzy. Informuję ponad 30 osób, po dodaniu rozdziału dużo, dużo więcej wyświetla bloga, więc raczej go czyta a tylko 6 osób potrafi napisać co sądzi? :(
Nie chcę Was zmuszać do komentowania, po prostu miło byłoby, gdybyście dawali o sobie znać. Chcę wiedzieć co uważacie, nawet jeśli to ma być jedno słowo. Poświęćcie proszę kilka sekund i napiszcie komentarz :)
Dla Was to nic a dla mnie to ogromna motywacja.
+ swoje spostrzeżenia możecie także pisać pod hashtagiem #FLHff na TT :)

Znów zapraszam do zakładek, może po tym rozdziale ktoś skusi się na prowadzenie konta role-player Daniela, mamy Benson czy dr. Griffina:) albo ktoś będzie chciał, żebym go informować zaczęła, też super!

Założyłam aska (ahaha!) więc jeśli macie jakiekolwiek pytania, odsyłam Was tu: 
http://ask.fm/fightlikehellff
Standardowo wattpad: http://www.wattpad.com/story/18113465-fight-like-hell-ashton-irwin

I jeśli podoba Wam się moje opowiadanie to reklamujcie je! Polecajcie znajomym, na twitterze, krzyczcie o nim, spamujcie, cokolwiek, haha x Fajnie byłoby, gdyby było tu nas jeszcze więcej :)

Luv ya, Jul x

11 komentarzy:

  1. Omg powiedziała im
    Rozdział zajebisty! Jdodbdugud <3
    @SkaylerW

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny jak zawsze! :) Muszę przyznać, że w momencie rozmowy Lucy z Ashtonem miałam łzy w oczach ;c pozdrawiam, @DameRoomie

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg.
    Powiedziała to!
    Nie wierzę.
    Ale jak się dowiedziałam, że ma ostrą białaczkę szpikową to mną wstrząsło.
    Czekam więc na następny ;)
    @_cliffxordx

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi się ze Ash wróci szybciej żeby być z Lucy :( ♥
    Ogólnie rozdział smutny:(((

    OdpowiedzUsuń

  5. wow niespodziewałam się tego ,że on jest jej bratem . musialas napisać że ma aż tak silna tą białaczkę? :‘( wreszcie powiedziała rodzinie xx rozdział cudowny czekam na nexta?

    OdpowiedzUsuń
  6. Rety, w końcu to wyznała! W takim razie nie mogę doczekać się następnego rozdziału :o Tak jak już wyżej ktoś wspomniał - też sądzę, że Ash wróci wcześniej by wspierać Lucy *_*
    @Only_hopexx
    Zapraszam serdecznie do siebie - http://ukojenie-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. No nareszcie! haha świetny rozdział i szczerze mogę napisać, że jestem mega ciekawa ich reakcji. :D - @kaylja

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział! :) Lucy w końcu to powiedziała, no i Daniel też przyznał się Lucy. xd Czekam na nexta, buziaki :*
    @19_Martyna_97

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jak zwykle świetny!
    Dziękuję za info.
    @ilymika
    xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Nadrobiłam wszystkie rozdziały :) Ten jest świetny :) Nie mogę się doczekać kolejnego :) Mogłabyś mnie informować na tt ( @_1D_TVD_ ) lub w spamie na moim blogu ( http://dramione-never-forget-you.blogspot.com/ ) o nowych rozdziałach?

    Maggie Z.

    OdpowiedzUsuń
  11. Heeej!
    Jak fajnie, że im powiedziała, ciekawe tylko, co będzie dalej :) Ashton jest taki kochany w tym opowiadaniu, aww.
    Czekam na więcej, pozdrawiam!|
    //Gab.

    OdpowiedzUsuń