Było kilka
minut po północy kiedy leżeliśmy z Ashtonem w moim łóżku, mocno w siebie
wtuleni. Chłopak gładził moje włosy, chwilę później zawijał ich pojedyncze
kosmyki wokół swoich palców. Czułam jego kojący oddech na mojej twarzy, gdy
cicho ze mną rozmawiał. Moja ręka znajdowała się na jego torsie, na którym
rysowałam palcami najróżniejsze wzory, pisałam zdania czy wyrazy, a Ashton raz
po raz próbował odgadywać treść moich dzieł. Co jakiś czas się mylił, a jego
błędy niesamowicie nas bawiły. Uwielbialiśmy tą zabawę. Byliśmy tylko my. Nasza
dwójka. Nic innego się nie liczyło.
- To był napis, poza tym nie mam pojęcia. – odparł po kolejnej porażce. – Napisz to jeszcze raz.
- O nie! – podniosłam się na łokciu patrząc na mojego chłopaka. – Nie ma powtarzania! Skoro nie wiesz, to zgaduj. – powiedziałam ciszej, zajmując poprzednią pozycję.
- No dalej, – mruknął, składając pocałunek na moim czole. – proszę Cię. – westchnęłam tylko i zabrałam się do ponownego pisania „Będę tęsknić”.
- Ja też, kochanie... Też będę za Tobą tęsknić. – szepnął ledwie słyszalnie, po czym mocniej mnie do siebie przytulił.
Zapanowała między nami cisza. Byłam prawie pewna, że słyszałam bicie jego serca, a on słyszał moje. Chłopak nie wypuszczał mnie z uścisku, jakby bał się, że mnie straci. Jakby był przerażony, że mu się wyślizgnę, zniknę, czy ucieknę. Napawałam się tą chwilą bliskości. Tymi kilkoma sekundami, które same w sobie były magiczne.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. – przerwałam niepewnie ciszę.
- Obiecuję, że nigdy nie znajdziesz się w takiej sytuacji. – odpowiedział lekko zachrypniętym głosem, a po chwili kontynuował. – Zawsze, zawsze będę przy Tobie. Choćbym był po drugiej stronie świata, moje myśli i tak będą z Tobą. Będę dzwonił co pięć minut by upewnić się, że wszystko w porządku, by usłyszeć Twój śmiech. A jeśli będziemy w Sydney, będę przyjeżdżał każdego wieczoru by spędzać z Tobą chwile takie, jak ta. Nawet nie myśl, że mógłbym Cię opuścić. – w odpowiedzi tylko przysunęłam się bliżej i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Podpierałam się o blat, drugą ręką odkładając ścierkę. Byłam w restauracji, w pomieszczeniu dla personelu, od kilku godzin ciężko pracując. Minęło już pięć dni od wylotu chłopaków, a ja nie mogłam zaprzeczać, że brakowało mi ich obecności. Większość czasu spędzałam w pracy, na przemian sprzątając czy obsługując klientów. W między czasie wymieniałam sms-y z moją czwórką przyjaciół, które - na marginesie – nie należały do najtańszych. Ciężko było nam do siebie dzwonić czy nawet rozmawiać na Skype, bo gdy u mnie panował sam środek nocy, u nich słońce dopiero wschodziło.
Skłamałabym mówiąc, że ich nieobecność miała same minusy. Prócz faktu, że skupiłam się na pracy, odciążając tym samym Stef i moją mamę z części obowiązków, mogłam zabrać się za moje własne dochodzenie na temat Daniela. Chłopacy twierdzili, że skoro Rivers od tygodnia się nie pokazywał to powinnam odpuścić i nie wywoływać wilka z lasu. Jako jedyna traktowałam to poważnie, więc spędzałam kilka chwil dziennie na przeglądaniu jego artykułów, różnych stron internetowych, w których były jakiekolwiek informacje a nawet na wypytywaniu Adelaide o jego życie prywatne. Co prawda nie dawało mi to większych rezultatów, lecz czułam, że miałam rację i byłam spokrewniona z tym człowiekiem. Nie zamierzałam się poddać i wiedziałam, że prędzej czy później połączę go jakoś z naszą rodziną.
Mówiąc o rodzinie - dzień, w którym otrzymać miałam wyniki badań zbliżał się nieuchronnie. Przez większość czasu układałam w myślach zdania, które nadałyby się na poinformowanie mojej rodzicielki oraz siostry o raku. W głębi duszy wiedziałam, że nie ma do tego odpowiednich słów, ale nie potrafiłam przestać. Musiałam przygotować się do tego momentu. By niczego nie zapomnieć notowałam wszystko w telefonie, a gdy nie miałam go przy sobie, bo akurat pracowałam, zapisywałam krzywe i niewyraźne litery na serwetkach. Moja szuflada była nimi przepełniona.
Mimo wszystko każda myśl, czy o raku, pracy, czy Danielu sprowadzała się do chłopaków. Tylko z nimi mogłam o tym wszystkim porozmawiać, tylko oni mogli o tym wiedzieć. W głowie znów odtwarzałam nasze pożegnanie.
Było południe, a w głośnikach rozbrzmiewała jedna z bardziej znanych piosenek. Wystukiwałam jej rytm o oparcie, jednocześnie nucąc ją cichutko. Zerknęłam na Ashtona, który robił dokładnie to samo. Jedynie prowadząca samochód Adelaide nie przejmowała się niczym i śpiewała utwór głośniej niż powinna. Była w świetnym humorze, więc postanowiłam tego nie psuć i nie zwróciłam jej uwagi. Do lotniska zostało jeszcze kilkanaście kilometrów, więc to były ostatnie chwile z Ashtonem. Chwyciłam go odruchowo za rękę, a do moich oczu napłynęły łzy. Nie mogłam płakać, nie, nie, nie. Musiałam wytrzymać.
- Damy radę - szepnął mi do ucha, a na mojej skórze pojawił się przyjemny dreszcz.
- Jak zawsze - odpowiedziałam, chociaż bardziej do siebie i posłałam mu słaby uśmiech.
Na lotnisku czekał już na nas Calum z Michaelem i Luke’iem. Nie chciałam żegnać się z żadnym z nich, choć to było dość logiczne. Pożegnania nie były naszą mocną stroną, może dlatego, że nigdy do nich nie przywykliśmy. Rzadko zdarzało się, żebym zostawała w Sydney, tym bardziej na tak długo, w takich okolicznościach. Los wystawił nas na próbę, ale zamierzaliśmy wytrzymać, nieważne jak ciężko miało być.
Zaparkowaliśmy i w tym samym momencie moje ręce zaczęły się trząść. Kolejny raz oczy przepełnione były łzami i ledwo przełykałam ślinę. Ashton wysiadł z samochodu i sięgnął po torbę i walizkę, a gdy usłyszałam huk zamykanego bagażnika, otrząsnęłam się i dołączyłam do chłopaka. Moja siostra opuściła tylko szybę i wychyliła się w naszym kierunku.
- Trzymaj się Irwin i pozdrów chłopaków. - odparła, patrząc przez swoje ciemne okulary.
- Dzięki, Benson, pozdrowię. – rzucił Ash, po czym zerknął na telefon. – Musimy już iść, Lucy. Chłopacy czekają.
- Zostaję w samochodzie! – krzyknęła siostra, gdy zaczęliśmy się oddalać.
Szukając wzrokiem naszych przyjaciół nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Na szczęście nie trwało to długo, bo po kilku minutach znaleźliśmy się koło nich. Wszyscy zaciekle o czymś rozmawiali, więc usiadłam obok i pozwoliłam Ashtonowi włączyć się do dyskusji. Przeglądałam w telefonie portale społecznościowe, starając się im nie przeszkadzać. Po chwili miejsce obok mnie zajął Luke.
- Zostało pięć minut. Chyba czas się żegnać.
- Tak, chyba czas się żegnać.
- To tylko kilka tygodni, okej? – blondyn złapał mnie za rękę i wstał, zmuszając mnie do tego samego – Nic złego się nie stanie. A czasem warto potęsknić, wyjdzie to nam wszystkim na dobre. No dalej, chodź tu. – powiedział, po czym objął mnie swoimi ramionami. Wtuliłam się w niego powstrzymując łzy. – Pamiętaj, że jestem pod telefonem przez cały czas, dzwoń i pisz kiedykolwiek chcesz.
- Dziękuję, Lukey. Masz być grzeczny, okej? – siliłam się na bycie wesołą. – Masz nie pić, nie palić, nie imprezować! I żadnych dziewczyn! – uwielbiałam traktować go jak młodszego brata, którego nie miałam.
- Przemyślę to. – zaśmiał się, po czym puścił mi oczko.
Dwa kroki od nas stał Calum, który już czekał aż do niego podejdę. Był smutny, zdecydowanie. W sekundę znalazłam się koło jego boku a ten od razu mocno mnie przytulił. Nie wytrzymałam. Pękłam. Po moich policzkach spłynęło kilka łez, którymi zmoczyłam koszulkę przyjaciela.
- Będę tęsknić, Lu. – miałam wrażenie, że łamał mu się głos. – Bardzo, bardzo będę tęsknić. Kocham Cię, siostro.
- Ja Ciebie też, Cal. – chłopak wypuścił mnie z objęć.
- Widzimy się za kilka tygodni. Będziemy w kontakcie. – lekko się uśmiechnął.
Clifford był zniecierpliwiony tym, że musiał tyle czekać, a gdy tylko zobaczył moje mokre policzki od razu przewrócił oczami. To było dla niego typowe.
- Nara, Benson. – zaśmiał się głośno.
- Nara, Clifford.
- Dobra, niech stracę. – rzucił, po czym mocno mnie do siebie przytulił. – Trzymaj się. – szepnął mi do ucha, jakby nie chciał, by chłopacy go usłyszeli.
- Ty też, Mike.
Nadszedł czas na najgorsze. Podeszłam do Ashtona, który nawet nie patrzył w moją stronę. Siedział na walizce i bawił się swoimi bransoletkami z logami zespołów. Gdy wyczuł moją obecność, podniósł wzrok do góry.
- Nie chcę Cię zostawiać. Mam cholerne wyrzuty sumienia, że będziesz tu sama. Boże, naprawdę nie chcę jechać. – w jego głosie było słychać złość.
- To tylko kilka tygodni. Damy radę. – nie wierzyłam, że rzeczywiście to powiedziałam. Chłopak wstał i splótł swoje palce z moimi.
- Gdy coś się będzie działo, masz dzwonić. Dzwoń nawet gdy nic się nie będzie działo, okej? Postaramy się jakoś to wszystko ogarnąć by być chociaż kilka dni szybciej. Obiecuję. – chłopak puścił moją dłoń, po czym mocno objął mnie w pasie. – I nie poddawaj się. Wiem, że masz do tego skłonności, ale nie możesz. Powiedz mamie i Adelaide o… wiesz o czym.
- O raku. – przerwałam mu, a chłopak poczuł się lekko zmieszany.
- Tak, właśnie. I co najważniejsze, pamiętaj, że kocham Cię nad życie, skarbie. – złożył delikatny pocałunek na moim czole, a ja znów płakałam.
- Nie żegnaj się ze mną tak, jakbyśmy więcej mieli się nie zobaczyć, proszę.
- Okej, więc siemka! – zaśmiał się, lecz nie był to do końca szczery śmiech. Wtuliłam się w jego ramiona a ten położył swoją głowę na mojej. Tą uroczą chwilę przerwał nam głos kobiety informujący o tym, że chłopcy musieli już iść.
Ostatni raz spojrzałam w oczy Ashtona.
- Kocham Cię.
- A ja Ciebie. – przetarł kciukiem mój mokry policzek i połączył nasze usta w krótkim pocałunku. Chwilę później patrzyłam na całą czwórkę oddalającą się ode mnie.
Z zamysłu wyrwał mnie dźwięk smsa. Podeszłam do wieszaka, na którym wisiała moja torebka i sięgnęłam z niej moją komórkę.
Twoi klienci czekają. Może wyszłabyś nas obsłużyć? ;)
Na twarzy od razu pojawił mi się promienny uśmiech, więc chwyciłam w dłoń notes i powędrowałam w stronę stolików. Gdy moim oczom ukazał się nadawca wiadomości, poczułam w środku dziwną radość.
- Co dla państwa? – spytałam dziś po raz setny.
- Dla mnie herbatę i sernik. – odpowiedziała bez namysłu moja starsza siostra.
- To samo poproszę. – dopowiedział jej towarzysz a ja po tych słowach zniknęłam realizować zamówienie.
Wróciłam, stawiając na stoliku ich ciasta oraz napoje i gdy już miałam się odwracać, Adelaide spytała czy chwilę z nimi posiedzę. Zajęłam więc miejsce i zaczęłam rozmowę.
- Co tu robicie? – oh, idealny czas by wykazać się błyskotliwością. Bo w końcu, co ludzie mogą robić w restauracji? W myślach spalałam się ze wstydu.
- Wpadliśmy chwilę posiedzieć, rozluźnić się. Mamy ciężki tydzień. – usłyszałam od siostry. - Pewnie zauważyłaś, prawie nie rozmawiamy.
- Tak, spoko, to nic takiego. Ja też praktycznie nie mam czasu, całe dnie spędzam tutaj a w domu padam na twarz.
- Dziś mam wolny wieczór, więc może dałabyś radę się urwać i wyskoczyłybyśmy gdzieś? – zaproponowała siostra.
- Nie radziłbym jej odmawiać – rzucił ze śmiechem jej kolega, gdy ja kompletnie zapomniałam, że z nami siedział. – Jest ostatnio spięta i nie chciałbym się przekonać co zrobi jeśli się nie zgodzisz.
- Okej, brzmi świetnie. – spojrzałam na siostrę, a potem przeniosłam wzrok na chłopaka. – Tak w ogóle, mów mi Lucy. – wyciągnęłam do niego rękę, tym samym dając mu znak, że nie wspomniałam siostrze o jego akcjach.
- Jestem Daniel, dużo o Tobie słyszałem.
- Ja o Tobie też. – posłałam chłopakowi uśmiech. - Hej, może wpadłbyś w sobotę na kolację? Z chęcią poznam Cię bliżej. – w głowie zrodził mi się świetny pomysł i wręcz musiałam go zrealizować.
- Jasne, czemu nie. Jeśli oczywiście Adelaide nie ma nic przeciwko. – oboje spojrzeliśmy na nią, a ta nerwowo się uśmiechnęła.
- Nie, nie, skądże. Będzie fajnie.
- To... jesteśmy umówieni. – skwitowałam, po czym wstałam od stolika i zniknęłam za drzwiami pomieszczenia dla personelu.
_________________________________________
Ha! Rozdział 8. Tego się pewnie nie spodziewaliście :)
Dodałam go szybko, ale ciężko nad nim pracowałam i nie mogłam wytrzymać by się nim z Wami podzielić :) No i chcę Wam wynagrodzić to, że w lipcu miałam taką dużą przerwę w pisaniu.
To chyba mój ulubiony rozdział dotychczas. Z ostatniego dialogu możecie wywnioskować, że w dziewiątce będzie się działo!
Przypominam:
- swoje spostrzeżenia możecie pisać pod #FLHff na twitterze :)
- jeśli chcecie być informowani zapraszam do zakładki "Informowani" :)
- ciągle jest kilka wolnych role-playerów (zakłada "Role-Players") :)
- WATTPAD! http://www.wattpad.com/story/18113465-fight-like-hell-ashton-irwin
I byłoby mi BARDZO miło gdybyście polecali moje opowiadanie na tt, swoim znajomym czy coś. Chciałabym by więcej osób się o nim dowiedziało :)
KOCHAM WAS! :) Jul x
- To był napis, poza tym nie mam pojęcia. – odparł po kolejnej porażce. – Napisz to jeszcze raz.
- O nie! – podniosłam się na łokciu patrząc na mojego chłopaka. – Nie ma powtarzania! Skoro nie wiesz, to zgaduj. – powiedziałam ciszej, zajmując poprzednią pozycję.
- No dalej, – mruknął, składając pocałunek na moim czole. – proszę Cię. – westchnęłam tylko i zabrałam się do ponownego pisania „Będę tęsknić”.
- Ja też, kochanie... Też będę za Tobą tęsknić. – szepnął ledwie słyszalnie, po czym mocniej mnie do siebie przytulił.
Zapanowała między nami cisza. Byłam prawie pewna, że słyszałam bicie jego serca, a on słyszał moje. Chłopak nie wypuszczał mnie z uścisku, jakby bał się, że mnie straci. Jakby był przerażony, że mu się wyślizgnę, zniknę, czy ucieknę. Napawałam się tą chwilą bliskości. Tymi kilkoma sekundami, które same w sobie były magiczne.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. – przerwałam niepewnie ciszę.
- Obiecuję, że nigdy nie znajdziesz się w takiej sytuacji. – odpowiedział lekko zachrypniętym głosem, a po chwili kontynuował. – Zawsze, zawsze będę przy Tobie. Choćbym był po drugiej stronie świata, moje myśli i tak będą z Tobą. Będę dzwonił co pięć minut by upewnić się, że wszystko w porządku, by usłyszeć Twój śmiech. A jeśli będziemy w Sydney, będę przyjeżdżał każdego wieczoru by spędzać z Tobą chwile takie, jak ta. Nawet nie myśl, że mógłbym Cię opuścić. – w odpowiedzi tylko przysunęłam się bliżej i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Podpierałam się o blat, drugą ręką odkładając ścierkę. Byłam w restauracji, w pomieszczeniu dla personelu, od kilku godzin ciężko pracując. Minęło już pięć dni od wylotu chłopaków, a ja nie mogłam zaprzeczać, że brakowało mi ich obecności. Większość czasu spędzałam w pracy, na przemian sprzątając czy obsługując klientów. W między czasie wymieniałam sms-y z moją czwórką przyjaciół, które - na marginesie – nie należały do najtańszych. Ciężko było nam do siebie dzwonić czy nawet rozmawiać na Skype, bo gdy u mnie panował sam środek nocy, u nich słońce dopiero wschodziło.
Skłamałabym mówiąc, że ich nieobecność miała same minusy. Prócz faktu, że skupiłam się na pracy, odciążając tym samym Stef i moją mamę z części obowiązków, mogłam zabrać się za moje własne dochodzenie na temat Daniela. Chłopacy twierdzili, że skoro Rivers od tygodnia się nie pokazywał to powinnam odpuścić i nie wywoływać wilka z lasu. Jako jedyna traktowałam to poważnie, więc spędzałam kilka chwil dziennie na przeglądaniu jego artykułów, różnych stron internetowych, w których były jakiekolwiek informacje a nawet na wypytywaniu Adelaide o jego życie prywatne. Co prawda nie dawało mi to większych rezultatów, lecz czułam, że miałam rację i byłam spokrewniona z tym człowiekiem. Nie zamierzałam się poddać i wiedziałam, że prędzej czy później połączę go jakoś z naszą rodziną.
Mówiąc o rodzinie - dzień, w którym otrzymać miałam wyniki badań zbliżał się nieuchronnie. Przez większość czasu układałam w myślach zdania, które nadałyby się na poinformowanie mojej rodzicielki oraz siostry o raku. W głębi duszy wiedziałam, że nie ma do tego odpowiednich słów, ale nie potrafiłam przestać. Musiałam przygotować się do tego momentu. By niczego nie zapomnieć notowałam wszystko w telefonie, a gdy nie miałam go przy sobie, bo akurat pracowałam, zapisywałam krzywe i niewyraźne litery na serwetkach. Moja szuflada była nimi przepełniona.
Mimo wszystko każda myśl, czy o raku, pracy, czy Danielu sprowadzała się do chłopaków. Tylko z nimi mogłam o tym wszystkim porozmawiać, tylko oni mogli o tym wiedzieć. W głowie znów odtwarzałam nasze pożegnanie.
Było południe, a w głośnikach rozbrzmiewała jedna z bardziej znanych piosenek. Wystukiwałam jej rytm o oparcie, jednocześnie nucąc ją cichutko. Zerknęłam na Ashtona, który robił dokładnie to samo. Jedynie prowadząca samochód Adelaide nie przejmowała się niczym i śpiewała utwór głośniej niż powinna. Była w świetnym humorze, więc postanowiłam tego nie psuć i nie zwróciłam jej uwagi. Do lotniska zostało jeszcze kilkanaście kilometrów, więc to były ostatnie chwile z Ashtonem. Chwyciłam go odruchowo za rękę, a do moich oczu napłynęły łzy. Nie mogłam płakać, nie, nie, nie. Musiałam wytrzymać.
- Damy radę - szepnął mi do ucha, a na mojej skórze pojawił się przyjemny dreszcz.
- Jak zawsze - odpowiedziałam, chociaż bardziej do siebie i posłałam mu słaby uśmiech.
Na lotnisku czekał już na nas Calum z Michaelem i Luke’iem. Nie chciałam żegnać się z żadnym z nich, choć to było dość logiczne. Pożegnania nie były naszą mocną stroną, może dlatego, że nigdy do nich nie przywykliśmy. Rzadko zdarzało się, żebym zostawała w Sydney, tym bardziej na tak długo, w takich okolicznościach. Los wystawił nas na próbę, ale zamierzaliśmy wytrzymać, nieważne jak ciężko miało być.
Zaparkowaliśmy i w tym samym momencie moje ręce zaczęły się trząść. Kolejny raz oczy przepełnione były łzami i ledwo przełykałam ślinę. Ashton wysiadł z samochodu i sięgnął po torbę i walizkę, a gdy usłyszałam huk zamykanego bagażnika, otrząsnęłam się i dołączyłam do chłopaka. Moja siostra opuściła tylko szybę i wychyliła się w naszym kierunku.
- Trzymaj się Irwin i pozdrów chłopaków. - odparła, patrząc przez swoje ciemne okulary.
- Dzięki, Benson, pozdrowię. – rzucił Ash, po czym zerknął na telefon. – Musimy już iść, Lucy. Chłopacy czekają.
- Zostaję w samochodzie! – krzyknęła siostra, gdy zaczęliśmy się oddalać.
Szukając wzrokiem naszych przyjaciół nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Na szczęście nie trwało to długo, bo po kilku minutach znaleźliśmy się koło nich. Wszyscy zaciekle o czymś rozmawiali, więc usiadłam obok i pozwoliłam Ashtonowi włączyć się do dyskusji. Przeglądałam w telefonie portale społecznościowe, starając się im nie przeszkadzać. Po chwili miejsce obok mnie zajął Luke.
- Zostało pięć minut. Chyba czas się żegnać.
- Tak, chyba czas się żegnać.
- To tylko kilka tygodni, okej? – blondyn złapał mnie za rękę i wstał, zmuszając mnie do tego samego – Nic złego się nie stanie. A czasem warto potęsknić, wyjdzie to nam wszystkim na dobre. No dalej, chodź tu. – powiedział, po czym objął mnie swoimi ramionami. Wtuliłam się w niego powstrzymując łzy. – Pamiętaj, że jestem pod telefonem przez cały czas, dzwoń i pisz kiedykolwiek chcesz.
- Dziękuję, Lukey. Masz być grzeczny, okej? – siliłam się na bycie wesołą. – Masz nie pić, nie palić, nie imprezować! I żadnych dziewczyn! – uwielbiałam traktować go jak młodszego brata, którego nie miałam.
- Przemyślę to. – zaśmiał się, po czym puścił mi oczko.
Dwa kroki od nas stał Calum, który już czekał aż do niego podejdę. Był smutny, zdecydowanie. W sekundę znalazłam się koło jego boku a ten od razu mocno mnie przytulił. Nie wytrzymałam. Pękłam. Po moich policzkach spłynęło kilka łez, którymi zmoczyłam koszulkę przyjaciela.
- Będę tęsknić, Lu. – miałam wrażenie, że łamał mu się głos. – Bardzo, bardzo będę tęsknić. Kocham Cię, siostro.
- Ja Ciebie też, Cal. – chłopak wypuścił mnie z objęć.
- Widzimy się za kilka tygodni. Będziemy w kontakcie. – lekko się uśmiechnął.
Clifford był zniecierpliwiony tym, że musiał tyle czekać, a gdy tylko zobaczył moje mokre policzki od razu przewrócił oczami. To było dla niego typowe.
- Nara, Benson. – zaśmiał się głośno.
- Nara, Clifford.
- Dobra, niech stracę. – rzucił, po czym mocno mnie do siebie przytulił. – Trzymaj się. – szepnął mi do ucha, jakby nie chciał, by chłopacy go usłyszeli.
- Ty też, Mike.
Nadszedł czas na najgorsze. Podeszłam do Ashtona, który nawet nie patrzył w moją stronę. Siedział na walizce i bawił się swoimi bransoletkami z logami zespołów. Gdy wyczuł moją obecność, podniósł wzrok do góry.
- Nie chcę Cię zostawiać. Mam cholerne wyrzuty sumienia, że będziesz tu sama. Boże, naprawdę nie chcę jechać. – w jego głosie było słychać złość.
- To tylko kilka tygodni. Damy radę. – nie wierzyłam, że rzeczywiście to powiedziałam. Chłopak wstał i splótł swoje palce z moimi.
- Gdy coś się będzie działo, masz dzwonić. Dzwoń nawet gdy nic się nie będzie działo, okej? Postaramy się jakoś to wszystko ogarnąć by być chociaż kilka dni szybciej. Obiecuję. – chłopak puścił moją dłoń, po czym mocno objął mnie w pasie. – I nie poddawaj się. Wiem, że masz do tego skłonności, ale nie możesz. Powiedz mamie i Adelaide o… wiesz o czym.
- O raku. – przerwałam mu, a chłopak poczuł się lekko zmieszany.
- Tak, właśnie. I co najważniejsze, pamiętaj, że kocham Cię nad życie, skarbie. – złożył delikatny pocałunek na moim czole, a ja znów płakałam.
- Nie żegnaj się ze mną tak, jakbyśmy więcej mieli się nie zobaczyć, proszę.
- Okej, więc siemka! – zaśmiał się, lecz nie był to do końca szczery śmiech. Wtuliłam się w jego ramiona a ten położył swoją głowę na mojej. Tą uroczą chwilę przerwał nam głos kobiety informujący o tym, że chłopcy musieli już iść.
Ostatni raz spojrzałam w oczy Ashtona.
- Kocham Cię.
- A ja Ciebie. – przetarł kciukiem mój mokry policzek i połączył nasze usta w krótkim pocałunku. Chwilę później patrzyłam na całą czwórkę oddalającą się ode mnie.
Z zamysłu wyrwał mnie dźwięk smsa. Podeszłam do wieszaka, na którym wisiała moja torebka i sięgnęłam z niej moją komórkę.
Twoi klienci czekają. Może wyszłabyś nas obsłużyć? ;)
Na twarzy od razu pojawił mi się promienny uśmiech, więc chwyciłam w dłoń notes i powędrowałam w stronę stolików. Gdy moim oczom ukazał się nadawca wiadomości, poczułam w środku dziwną radość.
- Co dla państwa? – spytałam dziś po raz setny.
- Dla mnie herbatę i sernik. – odpowiedziała bez namysłu moja starsza siostra.
- To samo poproszę. – dopowiedział jej towarzysz a ja po tych słowach zniknęłam realizować zamówienie.
Wróciłam, stawiając na stoliku ich ciasta oraz napoje i gdy już miałam się odwracać, Adelaide spytała czy chwilę z nimi posiedzę. Zajęłam więc miejsce i zaczęłam rozmowę.
- Co tu robicie? – oh, idealny czas by wykazać się błyskotliwością. Bo w końcu, co ludzie mogą robić w restauracji? W myślach spalałam się ze wstydu.
- Wpadliśmy chwilę posiedzieć, rozluźnić się. Mamy ciężki tydzień. – usłyszałam od siostry. - Pewnie zauważyłaś, prawie nie rozmawiamy.
- Tak, spoko, to nic takiego. Ja też praktycznie nie mam czasu, całe dnie spędzam tutaj a w domu padam na twarz.
- Dziś mam wolny wieczór, więc może dałabyś radę się urwać i wyskoczyłybyśmy gdzieś? – zaproponowała siostra.
- Nie radziłbym jej odmawiać – rzucił ze śmiechem jej kolega, gdy ja kompletnie zapomniałam, że z nami siedział. – Jest ostatnio spięta i nie chciałbym się przekonać co zrobi jeśli się nie zgodzisz.
- Okej, brzmi świetnie. – spojrzałam na siostrę, a potem przeniosłam wzrok na chłopaka. – Tak w ogóle, mów mi Lucy. – wyciągnęłam do niego rękę, tym samym dając mu znak, że nie wspomniałam siostrze o jego akcjach.
- Jestem Daniel, dużo o Tobie słyszałem.
- Ja o Tobie też. – posłałam chłopakowi uśmiech. - Hej, może wpadłbyś w sobotę na kolację? Z chęcią poznam Cię bliżej. – w głowie zrodził mi się świetny pomysł i wręcz musiałam go zrealizować.
- Jasne, czemu nie. Jeśli oczywiście Adelaide nie ma nic przeciwko. – oboje spojrzeliśmy na nią, a ta nerwowo się uśmiechnęła.
- Nie, nie, skądże. Będzie fajnie.
- To... jesteśmy umówieni. – skwitowałam, po czym wstałam od stolika i zniknęłam za drzwiami pomieszczenia dla personelu.
_________________________________________
Ha! Rozdział 8. Tego się pewnie nie spodziewaliście :)
Dodałam go szybko, ale ciężko nad nim pracowałam i nie mogłam wytrzymać by się nim z Wami podzielić :) No i chcę Wam wynagrodzić to, że w lipcu miałam taką dużą przerwę w pisaniu.
To chyba mój ulubiony rozdział dotychczas. Z ostatniego dialogu możecie wywnioskować, że w dziewiątce będzie się działo!
Przypominam:
- swoje spostrzeżenia możecie pisać pod #FLHff na twitterze :)
- jeśli chcecie być informowani zapraszam do zakładki "Informowani" :)
- ciągle jest kilka wolnych role-playerów (zakłada "Role-Players") :)
- WATTPAD!
I byłoby mi BARDZO miło gdybyście polecali moje opowiadanie na tt, swoim znajomym czy coś. Chciałabym by więcej osób się o nim dowiedziało :)
KOCHAM WAS! :) Jul x
rozdział jest bombowy! sdfkjhsdkj <3
OdpowiedzUsuńJeju szkoda, że chłopaki wyjechali:( A co do tego Daniela to mam mieszane uczucia:/ No ale z niecierpliwością czekam na następny oraz zapraszam do mnie if-you-dont-know.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDaniel ugh...
OdpowiedzUsuńTakie wzruszające jak Lu żegnała się z chłopakami :((
Super !
OdpowiedzUsuńTwoje teksty są świetne ! :) Dzisiaj przeczytałam zaległe rozdziały i bardzo mi się podobają xd Będę czytać dalej ;p
OdpowiedzUsuńDo następnego, pozdrawiam :*
@19_Martyna_97
Heeej! Twoje opowiadanie jest ciekawe i przyjemnie się je czyta, serio :)
OdpowiedzUsuńNo i nie jest to "typowe fanfiction", ale coś innego, oryginalny pomysł. Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam! :) //Gab.
Świetny. Czekam na next. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Pożegnanie było smutne :(
OdpowiedzUsuńMaggie Z. ( @_1D_TVD_ )