Szłam przez
ogromny parking znajdujący się przy szpitalu. Było słonecznie, więc ubrałam się
w zwiewną, morelową sukienkę w kwiatki. Na nosie miałam moje przeciwsłoneczne
okulary, a w dłoni, standardowo trzymałam telefon. Przy moim boku szedł Calum,
którego poprosiłam o wsparcie. Kierowałam się na moją pierwszą biopsję, po
której miałam dowiedzieć się o szczegółach mojej choroby. Dzieliło mnie tak
niewiele, by wiedzieć jaki rodzaj białaczki mam, by poznać plan leczenia i co
najważniejsze – by dowiedzieć się jakie mam szanse na przeżycie. Nie sądziłam,
że dam radę zrobić to sama.
Gdy weszliśmy do gabinetu, dr. Griffin od razu zadał mi pytanie, jakiego mogłam się spodziewać.
- Czemu nie przyszłaś wczoraj? – był na mnie zły.
- Wyleciało mi z głowy, przepraszam. – tak, to była pierwsza lepsza wymówka.
- Przestań, Lucy. Nie wymyślaj. Białaczka to nie jest grypa żołądkowa, która za kilka dni Ci przejdzie. To choroba, która zagraża Twojemu życiu a my nawet nie wiemy ile Ci go zostało i jak szybko awansuje choroba. Wizyty u lekarza nie mogą więcej „wylatywać Ci z głowy”, – tu mój doktor zrobił dłońmi cudzysłów – bo jak tak będziesz do tego podchodzić to więcej się nie spotkamy. Zrozumiałaś?
- Tak, bardzo przepraszam. – powiedziałam pokornie i zajęłam miejsce obok mojego przyjaciela na jednej z dwóch dużych kanap.
- Miałaś zgłosić się do szpitala, ale zdążyłem się dowiedzieć, że tego nie zrobiłaś, dlatego wypisałem Ci receptę i przygotowałem leki. Masz jakieś objawy choroby? Omdlenia, krwawienie z dziąseł czy nosa, zmęczenie?
- Krwawienie z dziąseł i trochę zmęczenia.
- Dobrze, musisz być wobec mnie szczera, wobec siebie samej też. No i najważniejsze, żebyś zaczęła być odpowiedzialna, taka jak Twój ojciec. – zabolało mnie to. Jak mógł poruszyć temat mojego taty? Co on sobie myślał?
- Em, zejdę do automatu po kawę. Chcesz coś? – spytał mnie zmierzający ku drzwiom Calum. No tak, sytuacja była ekstremalnie niezręczna, więc mój przyjaciel postanowił wyjść.
- Nie, dzięki. – odpowiedziałam i kilka sekund później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
- Przepraszam, Lucy. Wiem, że nie powinienem mówić o Johnie. Staram się do Ciebie dotrzeć, okej? Przetłumaczyć Ci coś, pokazać, że białaczka to naprawdę nie jest łatwa sprawa. Twój ojciec walczył, dawał z siebie wszystko i myślał o chorobie poważnie. Nie ominął ani jednej wizyty, zawsze był na czas, a nawet przed. Musisz wziąć z niego przykład.
- Wiem. – to było jedyne słowo jakie mogłam z siebie wykrztusić.
- Wracając do tematu, biopsję przesuńmy na hm, - mężczyzna spojrzał w swój kalendarz – jutro?
- Dobrze, będę od rana. – posłałam lekki uśmiech, który miał pokazać, że mówię prawdę.
- Okej, więc teraz musimy zrobić Ci transfuzję krwi. – spojrzałam na dr. Griffina z przerażeniem, a ten zaśmiał się. – To nic strasznego, pięć minut i po wszystkim, mówię Ci.
Gdy weszliśmy do gabinetu, dr. Griffin od razu zadał mi pytanie, jakiego mogłam się spodziewać.
- Czemu nie przyszłaś wczoraj? – był na mnie zły.
- Wyleciało mi z głowy, przepraszam. – tak, to była pierwsza lepsza wymówka.
- Przestań, Lucy. Nie wymyślaj. Białaczka to nie jest grypa żołądkowa, która za kilka dni Ci przejdzie. To choroba, która zagraża Twojemu życiu a my nawet nie wiemy ile Ci go zostało i jak szybko awansuje choroba. Wizyty u lekarza nie mogą więcej „wylatywać Ci z głowy”, – tu mój doktor zrobił dłońmi cudzysłów – bo jak tak będziesz do tego podchodzić to więcej się nie spotkamy. Zrozumiałaś?
- Tak, bardzo przepraszam. – powiedziałam pokornie i zajęłam miejsce obok mojego przyjaciela na jednej z dwóch dużych kanap.
- Miałaś zgłosić się do szpitala, ale zdążyłem się dowiedzieć, że tego nie zrobiłaś, dlatego wypisałem Ci receptę i przygotowałem leki. Masz jakieś objawy choroby? Omdlenia, krwawienie z dziąseł czy nosa, zmęczenie?
- Krwawienie z dziąseł i trochę zmęczenia.
- Dobrze, musisz być wobec mnie szczera, wobec siebie samej też. No i najważniejsze, żebyś zaczęła być odpowiedzialna, taka jak Twój ojciec. – zabolało mnie to. Jak mógł poruszyć temat mojego taty? Co on sobie myślał?
- Em, zejdę do automatu po kawę. Chcesz coś? – spytał mnie zmierzający ku drzwiom Calum. No tak, sytuacja była ekstremalnie niezręczna, więc mój przyjaciel postanowił wyjść.
- Nie, dzięki. – odpowiedziałam i kilka sekund później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
- Przepraszam, Lucy. Wiem, że nie powinienem mówić o Johnie. Staram się do Ciebie dotrzeć, okej? Przetłumaczyć Ci coś, pokazać, że białaczka to naprawdę nie jest łatwa sprawa. Twój ojciec walczył, dawał z siebie wszystko i myślał o chorobie poważnie. Nie ominął ani jednej wizyty, zawsze był na czas, a nawet przed. Musisz wziąć z niego przykład.
- Wiem. – to było jedyne słowo jakie mogłam z siebie wykrztusić.
- Wracając do tematu, biopsję przesuńmy na hm, - mężczyzna spojrzał w swój kalendarz – jutro?
- Dobrze, będę od rana. – posłałam lekki uśmiech, który miał pokazać, że mówię prawdę.
- Okej, więc teraz musimy zrobić Ci transfuzję krwi. – spojrzałam na dr. Griffina z przerażeniem, a ten zaśmiał się. – To nic strasznego, pięć minut i po wszystkim, mówię Ci.
Żałowałam,
że nie założyłam niczego z długim rękawem, bo na wewnętrznej stronie
przedramienia miałam teraz naklejony duży plaster. Powinnam udać się do pracy,
by spędzić kilka godzin w towarzystwie najlepszej przyjaciółki mojej mamy. Nie
było szans, by nie zauważyła opatrunku, a ja nie miałam siły, by tłumaczyć się
rodzicielce. Jeszcze nie teraz.
Wychodząc z windy zauważyłam mojego przyjaciela. Jak zawsze siedział wpatrzony w ekran telefonu. Rozejrzał się jednak, a gdy mnie zauważył od razu do mnie podszedł.
- I jak tam, księżniczko? – uwielbiałam, gdy tak do mnie mówił. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Popatrz! – pokazałam Calumowi moją „pamiątkę” po transfuzji. Bez względu na wszystko byłam z siebie dumna, bo krew była jedną z rzeczy, których się brzydziłam.
- Wow, brawo bohaterko! Jestem bardzo dumny! – śmiał się mój przyjaciel, po czym przybił mi piątkę.
Wyszliśmy wspólnie ze szpitala i zaczęliśmy kierować się w stronę parku. Wystarczyło przez niego przejść, minąć kilka sklepów i znaleźlibyśmy się pod restauracją mojej mamy. Tak właśnie planowaliśmy zrobić.
Zegarek na moim nadgarstku wskazywał, iż spóźniłam się do pracy dobre piętnaście minut, więc nie spieszyłam się i postanowiliśmy iść powoli.
Wychodząc z windy zauważyłam mojego przyjaciela. Jak zawsze siedział wpatrzony w ekran telefonu. Rozejrzał się jednak, a gdy mnie zauważył od razu do mnie podszedł.
- I jak tam, księżniczko? – uwielbiałam, gdy tak do mnie mówił. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Popatrz! – pokazałam Calumowi moją „pamiątkę” po transfuzji. Bez względu na wszystko byłam z siebie dumna, bo krew była jedną z rzeczy, których się brzydziłam.
- Wow, brawo bohaterko! Jestem bardzo dumny! – śmiał się mój przyjaciel, po czym przybił mi piątkę.
Wyszliśmy wspólnie ze szpitala i zaczęliśmy kierować się w stronę parku. Wystarczyło przez niego przejść, minąć kilka sklepów i znaleźlibyśmy się pod restauracją mojej mamy. Tak właśnie planowaliśmy zrobić.
Zegarek na moim nadgarstku wskazywał, iż spóźniłam się do pracy dobre piętnaście minut, więc nie spieszyłam się i postanowiliśmy iść powoli.
Weszliśmy do
budynku. Kilka stolików było zajęte, nie było jednak ogromnego ruchu. Mój
przyjaciel usiadł na krześle znajdującym się najbliżej pomieszczenia dla
personelu.
- Masz zamiar tu siedzieć?
- No nie myślisz chyba, że przegapię Twój pierwszy dzień w pracy? Czekaj, w Twojej PIERWSZEJ pracy. Żałowałbym tego do końca życia. – Calum wyraźnie naśmiewał się ze mnie.
- Idź stąd, Cal. Błagam Cię.
- Nope, nie mam zamiaru. – powiedział, uśmiechając się do mnie szeroko, na co ja tylko przewróciłam oczami.
Poszłam do Stef, by przywitać się z nią i przeprosić za spóźnienie. Na szczęście kobieta nie zdenerwowała się na mnie. Wręczyła mi tylko mój uniform w postaci zwykłego fartucha i wytłumaczyła co należy do zakresu moich obowiązków.
Moim pierwszym zadaniem na dziś było przetarcie wszystkich wolnych stolików, więc udałam się po środki czystości i ruszyłam na wykonywanie pracy.
Gdy wyszłam z pomieszczenia dla personelu moim oczom ukazali się siedzący obok Caluma Mike, Luke i Ashton.
- Co Wy tu robicie? Chłopacy, to moje miejsce pracy. Kocham Was i w ogóle, ale nie możecie tu przychodzić.
- Przyszliśmy na śniadanie, dobra? – odpowiedział mi patrzący na mnie kątem oka Michael.
- Chcecie złożyć zamówienie, tak? Dobra, czekajcie, zamówienie, ok, idę po notes czy coś, czekajcie! – tak, byłam trochę zakłopotana, bo nigdy nie przyjmowałam zamówienia.
- Spokojnie, Lu. Złożyliśmy już zamówienie do jednego z kelnerów. – odetchnęłam z ulgą słysząc głos Luke’a.
- Okej, więc teraz jeśli pozwolicie, pójdę robić to co do mnie należy. Stoliki same się nie wytrą. – po tych słowach odeszłam od moich przyjaciół.
- Masz zamiar tu siedzieć?
- No nie myślisz chyba, że przegapię Twój pierwszy dzień w pracy? Czekaj, w Twojej PIERWSZEJ pracy. Żałowałbym tego do końca życia. – Calum wyraźnie naśmiewał się ze mnie.
- Idź stąd, Cal. Błagam Cię.
- Nope, nie mam zamiaru. – powiedział, uśmiechając się do mnie szeroko, na co ja tylko przewróciłam oczami.
Poszłam do Stef, by przywitać się z nią i przeprosić za spóźnienie. Na szczęście kobieta nie zdenerwowała się na mnie. Wręczyła mi tylko mój uniform w postaci zwykłego fartucha i wytłumaczyła co należy do zakresu moich obowiązków.
Moim pierwszym zadaniem na dziś było przetarcie wszystkich wolnych stolików, więc udałam się po środki czystości i ruszyłam na wykonywanie pracy.
Gdy wyszłam z pomieszczenia dla personelu moim oczom ukazali się siedzący obok Caluma Mike, Luke i Ashton.
- Co Wy tu robicie? Chłopacy, to moje miejsce pracy. Kocham Was i w ogóle, ale nie możecie tu przychodzić.
- Przyszliśmy na śniadanie, dobra? – odpowiedział mi patrzący na mnie kątem oka Michael.
- Chcecie złożyć zamówienie, tak? Dobra, czekajcie, zamówienie, ok, idę po notes czy coś, czekajcie! – tak, byłam trochę zakłopotana, bo nigdy nie przyjmowałam zamówienia.
- Spokojnie, Lu. Złożyliśmy już zamówienie do jednego z kelnerów. – odetchnęłam z ulgą słysząc głos Luke’a.
- Okej, więc teraz jeśli pozwolicie, pójdę robić to co do mnie należy. Stoliki same się nie wytrą. – po tych słowach odeszłam od moich przyjaciół.
Gdy
wykonałam moją pracę, jaką prócz wyczyszczenia stolików było porozkładanie
serwetek, umycie naczyń i posegregowanie sztućców, dopiero zauważyłam, że
chłopcy już wyszli. Sięgnęłam po mój telefon, na którym dochodziła godzina
piętnasta. Czas leciał naprawdę szybko. Postanowiłam zadzwonić do mojej
siostry, by zaproponować jej spotkanie. Po kilku sygnałach usłyszałam jej głos:
- Hejka, Lucy. Co jest? – w tle słyszałam stukanie klawiatury, co znaczyło, że Adelaide była w pracy.
- Cześć, chciałam spytać czy nie wybrałybyśmy się dziś na jakąś kawę czy ciasto, cokolwiek.
- Pewnie, za pół godziny po Ciebie podjadę, dokończę tylko artykuł. Jesteś w domu, tak?
- Niezupełnie, jestem w restauracji.
- Spoko, zaraz będę.
- Dasz radę być o 16:30? Kończy mi się wtedy zmiana.
- Czekaj, Ty pracujesz? U mamy w restauracji? No nieźle, sporo mnie ominęło w te dwa dni. – siostra była zdecydowanie zdziwiona.
- Tak, nawet nie jest tak źle. – akurat ten fakt bardzo mnie cieszył.
- No to super, cieszę się. Do zobaczenia. – po tych słowach nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Ostatnie chwile mojej pierwszej zmiany miałam spędzić na przyjmowaniu zamówień. Obserwowałam z zaplecza jak robili to moi koledzy z pracy, a w między czasie wycierałam szklanki. Gdy podeszła do mnie Stef i oznajmiła, że w restauracji pojawił się nowy klient i czas, bym go obsłużyła, odważnie wyszłam z pomieszczenia. Podeszłam do mężczyzny siedzącego samotnie przy czteroosobowym stoliku i pewnym głosem odparłam:
- Dzień dobry, co dla pana? – jego oczy skierowały się na mnie gdy podniósł głowę znad menu.
- Poproszę sernik oraz szklankę soku pomarańczowego. – odpowiedział z uśmiechem. Uśmiechem, który zdążyłam rozpoznać.
- Dobrze, Danielu. Już się robi. A tak na marginesie, przestań nachodzić mnie w pracy. Nie chcę jej przez Ciebie stracić.
- Nie stracisz, nie martw się o to. Nie mam zamiaru wprowadzać bójek, krzyków czy czegokolwiek innego, o czym tam myślisz. Przyszedłem po prostu zjeść sernik w mojej ulubionej restauracji, dobra? – jego ton był zdecydowanie spokojny, jednak po mnie przeszedł dreszcz.
- Okej. – rzuciłam niepewnie i odeszłam.
- Hejka, Lucy. Co jest? – w tle słyszałam stukanie klawiatury, co znaczyło, że Adelaide była w pracy.
- Cześć, chciałam spytać czy nie wybrałybyśmy się dziś na jakąś kawę czy ciasto, cokolwiek.
- Pewnie, za pół godziny po Ciebie podjadę, dokończę tylko artykuł. Jesteś w domu, tak?
- Niezupełnie, jestem w restauracji.
- Spoko, zaraz będę.
- Dasz radę być o 16:30? Kończy mi się wtedy zmiana.
- Czekaj, Ty pracujesz? U mamy w restauracji? No nieźle, sporo mnie ominęło w te dwa dni. – siostra była zdecydowanie zdziwiona.
- Tak, nawet nie jest tak źle. – akurat ten fakt bardzo mnie cieszył.
- No to super, cieszę się. Do zobaczenia. – po tych słowach nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Ostatnie chwile mojej pierwszej zmiany miałam spędzić na przyjmowaniu zamówień. Obserwowałam z zaplecza jak robili to moi koledzy z pracy, a w między czasie wycierałam szklanki. Gdy podeszła do mnie Stef i oznajmiła, że w restauracji pojawił się nowy klient i czas, bym go obsłużyła, odważnie wyszłam z pomieszczenia. Podeszłam do mężczyzny siedzącego samotnie przy czteroosobowym stoliku i pewnym głosem odparłam:
- Dzień dobry, co dla pana? – jego oczy skierowały się na mnie gdy podniósł głowę znad menu.
- Poproszę sernik oraz szklankę soku pomarańczowego. – odpowiedział z uśmiechem. Uśmiechem, który zdążyłam rozpoznać.
- Dobrze, Danielu. Już się robi. A tak na marginesie, przestań nachodzić mnie w pracy. Nie chcę jej przez Ciebie stracić.
- Nie stracisz, nie martw się o to. Nie mam zamiaru wprowadzać bójek, krzyków czy czegokolwiek innego, o czym tam myślisz. Przyszedłem po prostu zjeść sernik w mojej ulubionej restauracji, dobra? – jego ton był zdecydowanie spokojny, jednak po mnie przeszedł dreszcz.
- Okej. – rzuciłam niepewnie i odeszłam.
Gdy mój
pierwszy dzień pracy wreszcie dobiegł do końca, przed restauracją stał już
samochód mojej siostry. Wychodząc minęłam się z ciągle siedzącym przy stoliku
Danielem. Koleś pomachał mi na pożegnanie, lecz ja to zignorowałam. Był dziwny.
Zajęłam miejsce pasażera i odetchnęłam głęboko, bo poczułam zmęczenie. Postanowiłam jednak spędzić godzinkę w towarzystwie Adelaide, która na marginesie wyglądała ślicznie. Miała zrobionego wysokiego koka, jej uszy zdobiły duże, trójkątne kolczyki. Usta podkreśliła pomadką w kolorze jasnego różu. Ubrana była w idealnie podkreślającą jej figurę granatową sukienkę. Zdawało mi się nawet, że należała ona do mnie.
- Nie patrz tak na mnie, młoda. – śmiała się Adelaide.
- Okej, nie będę. Powiedz mi tylko dla kogo się tak wystroiłaś.
- Spotykam się dzisiaj z tym chłopakiem co ostatnio, idziemy do teatru, zaraz po mojej pracy, więc nie zdążyłabym się przebrać. – to był pierwszy koleś, z którego Adelaide nie rezygnowała po jednej randce.
- Oo, no to świetnie! – w moim głosie było słychać ogromną radość.
Pojechałyśmy do najbliższej kawiarni, a tam skusiłyśmy się na duże gofry z bitą śmietaną. Rozmawiałyśmy na temat jej ostatniej randki, na temat chłopaków, mamy.
Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu mojej siostry.
- Cześć, właśnie jestem na spotkaniu z siostrą, potrzebowałam chwili wytchnienia po tej chorej sytuacji. Nie, nie. Wszystko spoko, Daniel, nie martw się. Za niecałą godzinę wrócę do biura. Nie! Nie tykaj się mojego artykułu, Rivers! Nawet się nie waż. – śmiała się siostra, a ja dopiero zwróciłam uwagę na imię i nazwisko jej rozmówcy.
O nie, tego było za wiele.
Zajęłam miejsce pasażera i odetchnęłam głęboko, bo poczułam zmęczenie. Postanowiłam jednak spędzić godzinkę w towarzystwie Adelaide, która na marginesie wyglądała ślicznie. Miała zrobionego wysokiego koka, jej uszy zdobiły duże, trójkątne kolczyki. Usta podkreśliła pomadką w kolorze jasnego różu. Ubrana była w idealnie podkreślającą jej figurę granatową sukienkę. Zdawało mi się nawet, że należała ona do mnie.
- Nie patrz tak na mnie, młoda. – śmiała się Adelaide.
- Okej, nie będę. Powiedz mi tylko dla kogo się tak wystroiłaś.
- Spotykam się dzisiaj z tym chłopakiem co ostatnio, idziemy do teatru, zaraz po mojej pracy, więc nie zdążyłabym się przebrać. – to był pierwszy koleś, z którego Adelaide nie rezygnowała po jednej randce.
- Oo, no to świetnie! – w moim głosie było słychać ogromną radość.
Pojechałyśmy do najbliższej kawiarni, a tam skusiłyśmy się na duże gofry z bitą śmietaną. Rozmawiałyśmy na temat jej ostatniej randki, na temat chłopaków, mamy.
Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu mojej siostry.
- Cześć, właśnie jestem na spotkaniu z siostrą, potrzebowałam chwili wytchnienia po tej chorej sytuacji. Nie, nie. Wszystko spoko, Daniel, nie martw się. Za niecałą godzinę wrócę do biura. Nie! Nie tykaj się mojego artykułu, Rivers! Nawet się nie waż. – śmiała się siostra, a ja dopiero zwróciłam uwagę na imię i nazwisko jej rozmówcy.
O nie, tego było za wiele.
_____________________________________________
Okej,
rozdział 5! :) Nie wypowiadam się na jego temat, haha. No ale trzeba czasem
przejść przez kilka nudnych rozdziałów by coś zaczęło się dziać, no nie? :)
Statystyki rosną, niewiele brakuje do 3000 wyświetleń! ♥
Jeśli jeszcze ktoś o tym nie wie – JESTEM NA WATTPAD: http://www.wattpad.com/55652892-fight-like-hell
Nie obrażę się za kilka wyświetleń, komentarzy czy głosów :D
Dodałam także zakładkę INFORMOWANI :)
Chciałabym także powiedzieć Wam, że jeśli tylko chcecie to możecie pisać swoje emocje, spostrzeżenia czy cokolwiek dotyczące mojego ff pod hashtagiem na TT: #FLHff
Będzie mi bardzo miło, jeśli zaczniecie to robić! :)
Kocham Was, Julka x
Mimo, że trochę nudny i tak cudowny, i perfekcyjny. Kocham Twoje ff! :)
OdpowiedzUsuńNo no no. Wiedziałam że tak smęcisz trochę na początku rozdziału żeby na końcu dowalić mi tu taką informację. Nadal nie wiem co ten Daniel chce od biednej Lucy ale wyczuwam tu jakiś spisek. :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny. Byle szybko. Xx
TEN DANIEL TO JAKIŚ SZPIEG CZY CO!?!?!? boże ale on podejrzany... Jeju nie zabijaj tylko Lucy :cc
OdpowiedzUsuńteż się tak teraz zastanawiam czy Daniel nie jest szpiegiem... c;
OdpowiedzUsuńA może Daniel to chłopak Adelaide i jest z nią żeby zrobić/dostać się do Lucy?!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to nie był nudny trzymał w napięciu piszesz wspaniale, kocham cię. Weny i miłych wakacji! xx /J.
Nie prawda rozdziala jest fajny
OdpowiedzUsuńMogła byś co zrobić z wersją na telefon?
OdpowiedzUsuńświetne
OdpowiedzUsuńsuper i niczym sie nie przejmuj że jest nudny czy cos dla mnnie był bardzo ciekawy :P
juz nie mogę sie doczekać kolejnego
a tak na marginesie to kiedy bedzie nastempny??
Rozdział bardzo ciekawy :) Zastanawiam się, co ten Daniel knuje ;) On jest wszędzie ;)
OdpowiedzUsuńMaggie Z. ( @_1D_TVD_ )