środa, 2 lipca 2014

Rozdział 4

Wyrwałam chłopakowi z dłoni moją biżuterię, bo jeśli miałam być szczera – przerażał mnie.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Sydney tylko wydaje Ci się takim dużym miastem, moja kochana. – uniósł lewą brew, co wywołało ciarki na moim ciele.
- Czegokolwiek ode mnie chcesz, odpuść sobie. – chciałam go zbyć.
- Ja po prostu kolejny raz jestem Twoim bohaterem i tym razem zwracam Ci Twoją własność, którą niefortunnie wczoraj zgubiłaś. Mogłabyś chociaż podziękować.
- Dzięki. A teraz idź stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy, jesteś jakimś świrem. – złapałam za klamkę i zaczęłam zamykać drzwi.
- Cześć, Lucy.
To było przerażające. Czego ten koleś ode mnie chciał? Skąd wiedział gdzie mieszkam i jak się nazywam? Miałam ogromną nadzieję, że da mi spokój. Miałam za dużo na głowie – chłopaków, trasę, chorobę. Nie potrzebowałam jeszcze  jakiegoś prześladowcy-świrusa.
Mówiąc o chorobie – miałam zgłosić się do szpitala.

Ashton’s POV

Wyrwałem się niezauważenie z domu, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Potrzebowałem chwili samotności, musiałem przemyśleć wiele spraw. Chłopacy byli dla mnie ważni, byli jak bracia, ale każdy z nas miał takie momenty, w których po prostu chciał być sam.
Szedłem chodnikiem, mijając najróżniejsze domy. Nie kierowałem się w stronę miasta, wręcz przeciwnie. Co chwila przejeżdżał koło mnie jakiś samochód, do moich uszu dobiegał szczek psów i czułem zapach świeżo skoszonej trawy. Nie skupiałem się na tym. Moim celem było jedno miejsce, miejsce na obrzeżach Sydney.
Nie zauważyłem nawet kiedy znalazłem się na dzikiej plaży. Jak zawsze nie było na niej nawet jednego śladu ludzkich stóp. Za każdym razem zdawało mi się, że jedyną osobą wiedzącą o tej części miasta byłem ja. No i Lucy, oczywiście. Nie mógłbym nie pokazać jej tak pięknego i ważnego dla mnie miejsca. Zawsze przychodziłem tu, gdy coś mnie trapiło, gdy było mi smutno, gdy potrzebowałem wyciszenia. Życie w zespole nie należało do najłatwiejszych zadań, a ja byłem typem osoby, która przy każdym powrocie do domu, choćby na jeden dzień, musiała zwolnić i odpocząć od tego całego zamieszania. Mimo wszystko muzyka, koncerty, fani – to było coś co bardzo kochałem. Nie mógłbym z tego zrezygnować. To był jednak dzień na refleksje na temat życia prywatnego.
Lucy. Lu, moja księżniczka. Dziewczyna, która wywróciła moje życie do góry nogami. Dziewczyna, którą szalenie kocham, która jest dla mnie wszystkim. Moja przyszła pani Irwin miała raka. Nikt nie potrafił sobie wyobrazić co ona przeżywała, lecz nikt nie myślał  o tym jak bolało to mnie. Byliśmy młodzi, ale wiedzieliśmy, że to nie było przejściowe. Mieliśmy świadomość, że nasz związek to coś poważnego, że istniały szanse na bycie ze sobą już zawsze. Tego chcieliśmy. Teraz? Teraz żadne z nas nie wiedziało co miał przynieść następny dzień. Wierzyłem w nią, wierzyłem, że wygra tą walkę. Ale niezależnie od tego byłem zdruzgotany. Nie potrafiło zmieścić mi się to w głowie, żadne z nas nigdy nie spodziewało się takiego obrotu spraw. Miałem przed oczami jej uśmiech, jej oczy. Widziałem same najwspanialsze chwile i nie chciałem przyjąć do siebie faktu, że to ona była chora. Pragnąłem znaleźć się na jej miejscu. Racja – diagnoza nie była wyrokiem śmierci, ale jak chyba każdy bałem się co może z tego wyniknąć. Nie wiedziałem nawet czy powiedziała rodzinie. Lucy była słaba psychicznie, potrzebowała wsparcia mojego i chłopaków. Musieliśmy ją namówić i odpowiednio nastawić do powiedzenia siostrze i mamie. Zresztą zastanawiało mnie jak moja dziewczyna się teraz czuje. Unikała rozmów na temat białaczki, lecz to nie pomagało. To nie był pierwszy raz, gdy kłębiła swoje uczucia, nigdy nie kończyło się to dobrze.
My, jej przyjaciele, byliśmy obecnie jedynymi osobami, które mogły jej pomóc. Pierwszy raz staliśmy twarzą w twarz z taką sytuacją, nie wiedzieliśmy jak się zachowywać. Stwierdziłem, że musimy to obgadać, by żaden z nas nie walnął jakiejś gafy.
Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Caluma. Po kilku sygnałach usłyszałem głos mojego przyjaciela:
- Stary, gdzie Cię wywiało? Jest prawie 15 a Ty się nie odzywasz. No, do teraz.
- Słuchaj, to nie jest ważne. Ściągnij chłopaków do siebie, niedługo wpadnę. Musimy pomóc naszej Benson.
- Co się stało?
- Nic się nie stało. – wstałem i otrzepałem się z piachu. Zacząłem iść w kierunku miasta. – Tylko pomyślałem, że musimy obgadać parę spraw. No wiesz, to nie jest typowa sytuacja. Nie możemy być teraz idiotami, nie w takich chwilach. Lu nie może być teraz sama, no i nie może chować w sobie cierpienia w nieskończoność. Przechodziliśmy już przez to i chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę jak to się skończy, no nie?
- Dobra, bro. Już dzwonię do Luke’a i Mike’a. Będziemy czekać.

W ciągu godziny znalazłem się pod domem Hood’a. Zapukałem, a gdy drzwi otworzył mi Michael, przybiliśmy piątkę i od razu powędrowaliśmy do salonu. Tak jak się spodziewałem, byliśmy w pełnym składzie. Nie ukrywałem, że byłem zestresowany, ale musieliśmy wszystko ogarnąć.
- Dobra, co robimy? – usłyszałem głos Hemmings’a.
- Musimy pogadać. Wiecie, z momentem kiedy dowiedzieliśmy się o jej chorobie wszystko uległo zmianie. Nie oszukujmy się, potrzeba nam trochę powagi. Znamy naszą Benson i wiemy jaka jest, pewnie nawet nie powiedziała rodzinie. Trzeba jej pomóc i trochę ją do tego nakłonić.
- Sorry, Ash, ale całować to my jej nie będziemy, hahaha. – śmiał  się Mike.
- No właśnie, stary. W takim razie tylko Ty masz dar przekonywania! – dopowiadał Cal, co doprowadzało mnie do szału.
- Idioci, ona jest naszą przyjaciółką. Przyjaciółką każdego z nas. Weźcie się w garść, co? Całować będę ją potem, to wam mogę obiecać.
- No spoko, sorry brat. Masz w sumie rację. – powiedział gapiący się na mnie Cliffo.
Byłem zadowolony, że ta trójka tak zareagowała. Nam też było ciężko, ale to Lucy była chora i to ona potrzebowała naszego wsparcia, tym bardziej mając taki charakter.
Siedzieliśmy całe popołudnie i rozmawialiśmy o naszym nowym, trudniejszym życiu. Wiedzieliśmy, że wszyscy razem damy radę.

Lucy’s POV

Leżałam na kanapie, zajmując miejsce obok mojej mamy. Miała wolne od pracy, więc ja zrobiłam sobie wolne od obowiązków. Nie powinnam, bo miałam udać się do szpitala, lecz ten jeden dzień chciałam spędzić w jej towarzystwie. Jak można było się spodziewać – obie wgapione byłyśmy w telewizor, na którym leciała jakaś telenowela. Nie skupiałyśmy się na oglądaniu, przez większość czasu rozmawiałyśmy ze sobą. Obecnie mama poruszyła temat nowego pracownika w restauracji.
- Wiesz, ostatnio Stef nie daje z siebie wszystkiego, a prosi mnie by zostawać sama. Nie jestem do tego przekonana… - wyraźnie martwiła się o swoją przyjaciółkę.
- Nie dziwię Ci się, mamo. Może powinnaś poświęcać więcej czasu i pracować z nią?
- Myślałam o tym, ale mam dużo papierkowej roboty. Nie wyrabiałabym się z tym wszystkim, a pracownikom nie mogę dawać kolejnych etatów. Jestem zmuszona do zatrudnienia kogoś nowego. – mojej rodzicielce nie podobał się ten pomysł.
Bała się podejmować ryzykownych kroków, a ten właśnie taki był. Wiązał się z większymi wydatkami, a moja mama, mimo, że była bardzo odważną i racjonalną kobietą, nie chciała robić niczego, czego nie była pewna. Wiedziałam w jaki sposób myślała. Obawiała się, że nowy pracownik pociągnie restaurację w dół. Musiałaby płacić mu comiesięczną pensję, która wcale nie była mała. Przez to byłaby zmuszona do oszczędzania pieniędzy, by na wszystko starczało. Mogło się tak wydawać, lecz finanse w restauracji nie były łatwą sprawą.
- Nie musisz nikogo zatrudniać. Przecież ja mogę trochę wam pomóc. Adelaide i tak nie da mi spokoju, póki nie pójdę na studia czy nie zapiszę się na kurs. Praca chyba też zalicza się do dbania o siebie, co nie? – zaproponowałam mamie, chociaż nie wiedziałam nawet czy zdrowie pozwoli mi na pracowanie kilka godzin dziennie.
- Słonko, nie chcę Cię zamęczać. Bycie kelnerką to nie jest taka prosta praca jaką się wydaje. Jest naprawdę ciężko.
- Mamo, daj mi spróbować. Chociaż na jakiś czas, okej? – uśmiechnęłam się ciepło.
- Okej, Lucy, okej. – mimo wszystko widziałam radość w jej oczach.
- No i świetnie! Zaczynam od jutra! – zeskoczyłam z kanapy i dałam mojej mamie szybkiego buziaka w policzek. Cieszyłam się z tej pracy.

Powędrowałam do swojego pokoju i widząc bałagan jaki tam panował, postanowiłam trochę tam uporządkować. Gdy skończyłam otworzyłam moją szafkę i wyjęłam z niej fioletową piżamę – moją ulubioną.
Udałam się do łazienki i zaczęłam szczotkować zęby. Patrzyłam w lustro na moje odbicie i zastanawiałam się nad moim pierwszym dniem jako kelnerka. Żałowałam, że się zaoferowałam, kompletnie wypadło mi z głowy, że miałam iść do lekarza. Nie mogłam się teraz wykręcić, byłoby mi głupio. Stwierdziłam, że od rana zajmę się swoim zdrowiem, a do pracy zawitam spóźniona. No cóż, była to restauracja mojej mamy, nie mogli mnie chyba wyrzucić.
Wypluwając ślinę do umywalki zauważyłam coś niepokojącego – moje dziąsła krwawiły. Domyśliłam się, że to objaw mojej choroby, już o czymś takim czytałam.
Szybko dokończyłam moją wieczorną toaletę i wróciłam do pokoju. Na ekranie telefonu ujrzałam kilka nieodebranych połączeń od Caluma. Postanowiłam oddzwonić.
- Hej Cal, nie żeby coś, ale wystarczyło zadzwonić raz.
- A co jeśli tak bardzo za Tobą tęsknię, Lu? – mój przyjaciel kochał żartować.
- Okej, w takim razie wybaczam. – odpowiedziałam mu z uśmiechem, którego niestety nie mógł zobaczyć.
- Chciałem pogadać, tak po prostu. No i tak w między czasie spytać, czy chciałabyś za parę dni lecieć z nami do Stanów. – oniemiałam.
- Jasne, jasne, że chcę, tylko zobaczę czy lekarz mi na to pozwoli no i nie wiem jak z moją nową pracą.
Było mi przykro, że coś stało na drodze w towarzyszeniu chłopakom. Nie lubiłam zostawać w Sydney, gdy oni podróżowali. Teraz chodziło o wylot do Stanów, który najprawdopodobniej miałby trwać kilka tygodni. Bardzo chciałam być tam z nimi, oni też tego chcieli. Zdrowie było jednak ważniejsze, więc musiałam otrzymać zgodę lekarza. No i dopiero co podjęłam się nowej pracy.
- Czekaj… Ty masz pracę? – Caluma to rozbawiło. – No nie wierzę, Lucy ma pracę! Ej, Clifford! Lucy będzie pracować! – mogłam spodziewać się takiej reakcji.
- Taa, będę pomagać mamie w restauracji. O ile na to też dostanę pozwolenie.
- Ach, faktycznie.
- Dobra, dość o mnie, mów co Wy dziś robiliście.
- Siedzieliśmy u mnie, potem byliśmy tu i tam. Poznaliśmy zajebistego kolesia w barze, czekaj, jak on się nazywał? Mike, jak nazywał się ten koleś z baru?
- Daniel, bodajże. – w tle słyszałam głos Michaela.
- Ooo, właśnie. Daniel, Daniel Rivers czy jakoś tak. – zamarłam.

_____________________________________________________
Czwarty rozdział! Musieliście trochę na niego czekać, no ale mam nadzieję, że było warto :)
Jak widać blog jest już po remoncie, więc zapraszam Was do przejrzenia zakładek. Pojawili się bohaterowie, role-playersy (gdzie szczególnie Was zapraszam, bo ciągle jest kilka wolnych postaci!), tradycyjnie spis rozdziałów, opis oraz kontakt do mnie. Jeśli chcielibyście, bym dodała jeszcze jakieś zakładki - piszcie śmiało.

Przypominam jeszcze raz, że jestem też na wattpad :) http://www.wattpad.com/55652892-fight-like-hell zapraszaaam! :)

Za cudowny szablon dziękuję http://graphic-foxes.blogspot.com/ ! ♥ Bardzo polecam, szablon jest moim zdaniem idealny. Podoba Wam się? :)

Pozdrawiam serdecznie!
Jul x

10 komentarzy:

  1. świetne !snjfkhdr
    wkurwia mnie ten Daniel ugh
    czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jestem tego pewna że ten cały Daniel namiesza i Aston będzie zazdrosny ;/

    No i czekam na nexta... XD

    Ehh czytając ten rozdział słucham Amnesii :') ♥

    ♥ @LaristaRoomie

    OdpowiedzUsuń
  3. po co ten Daniel się tam wpierdolił? wkurza mnie ten gościu...
    a rozdział cudny! *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od tego, że cudny wygląd bloga. Jest taki aww.
    Okej.
    Cieszę się, że był fragment z perspektywy Ashtona. To było takie trochę dziwne, ale zarazem świetne.
    I kończąc powiem Ci szczerze, że ja się nie zgadzam z ludźmi. Ja po prostu lubię czarne charaktery i tak samo jest z Danielem. Nie za bardzo wiem co ten ziomek kombinuje, ale to jest fajne. Ta jego tajemniczość i wyskakiwanie zza krzaka w najmniej oczekiwanym momencie. :D
    Czekam oczywiście na następny rozdział. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww ♥ Świetny :* Nie wiem co więcej pisać xd Zawsze się powtarzam :/

    OdpowiedzUsuń
  6. No zapowiada sie ciekawie. Weny życzę x @avadaka

    OdpowiedzUsuń
  7. Uaaa... Znowu ten Daniel. Nie mogę się doczeksć, żeby się dowiedzieć, co tam z nim wykombinowałaś. Ily i czekam na nexta.
    Ps, Ashton's pov jest super - chcę więcej.
    @aleksandraa984

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział ( :

    OdpowiedzUsuń
  9. super rozdział juz nie mogę sie doczekac kolejnego !!

    OdpowiedzUsuń
  10. Co ten Daniel planuje?? ;) Rozdział super :)

    Maggie Z. ( @_1D_TVD_ )

    OdpowiedzUsuń