Gdy wyszłam
z gabinetu nie byłam gotowa by stanąć twarzą w twarz z moją siostrą. Siedziałam
w szpitalnym korytarzu i myślałam jak dalej potoczy się moje życie. Nie odczuwałam
smutku, byłam przerażona. Miałam dziewiętnaście lat i całe życie przed sobą, a
musiałam zmagać się z takim ciężarem. Bałam się, że moje dni są policzone, że z
dnia na dzień będę czuć się gorzej, że nie będę mogła towarzyszyć chłopakom ani
chodzić na zakupy z Adelaide. Płakałam na myśl, że może nigdy nie założę
rodziny, że nigdy nie będę szła w pięknej białej sukni do ołtarza i nigdy nie
spojrzę Ashton’owi w oczy mówiąc sakramentalne „tak”. Bałam się, że
najważniejsze dla mnie osoby będą cierpieć patrząc na mnie, słabszą z każdym dniem.
Co gorsza, bałam się, że umrę tak, jak mój ojciec. Wybiegałam daleko w
przyszłość a stałam przed najgorszym – oznajmieniem bliskim o mojej chorobie.
Gdy minęło dobre pół godziny, wzięłam kilka głębokich oddechów. Otarłam policzki i ruszyłam w kierunku windy. Zjeżdżając na parter spojrzałam na mój telefon – trzy nieodebrane połączenia od siostry. Nawet nie wiedziałam kiedy dzwoniła, tak bardzo uciekłam myślami od rzeczywistości. Wyszłam ze szpitala i z szybko bijącym sercem wsiadłam do samochodu.
- Co tak długo? Myślałam, że umrę przez to czekanie…
- Przepraszam, rozmawiałam z lekarzem o moich lekach – palnęłam bez namysłu.
- Lekach? Jesteś chora? – na twarzy siostry było widać zmartwienie.
- No, tak jakby… No wiesz… To znaczy, jestem osłabiona. Dlatego zemdlałam i tak dalej. Muszę się trochę wzmocnić i będzie okej. – nienawidziłam kłamać w żywe oczy. Co ja w ogóle sobie myślałam?
- Okej.
Całą drogę do domu spędziłyśmy w ciszy. Ja siedziałam z twarzą wlepioną w wyświetlacz telefonu, Adelaide prowadziła w skupieniu samochód. Cieszyłam się, że nie zaczynała żadnego tematu, nie miałam ochoty na rozmowy. Chciałam tylko dojechać do domu i resztę dnia spędzić w łóżku.
Gdy dwudziestoczterolatka zatrzymała się pod budynkiem, wysiadłam z auta. Moja siostra tylko opuściła szybę i oznajmiła mi, że jedzie do pracy. Nie byłam zdziwiona, całe dnie spędzała w biurze. Rzadko miała urlop, ale za to gdy tylko potrzebowała gdzieś wyjść, szef bez problemu ją wypuszczał. Wiedział jak świetną jest dziennikarką, a w ten sposób wynagradzał jej nadgodziny.
Weszłam do domu i tak jak się spodziewałam, byłam sama. Moja mama, Tess także była w pracy. Prowadziła najbardziej prestiżową restaurację w mieście, więc klientów było niemało. Często jednak spędzała wieczory na kanapie oglądając swoje ulubione seriale lub na spotkaniach ze znajomymi. Zostawiała wtedy restaurację pod opieką swojej współwłaścicielki i najlepszej przyjaciółki – Stef. Znały się od dziecka, zawsze dzieliły te same pasje i zainteresowania i mimo ich chwilowego braku kontaktu po śmierci mojego ojca, znów się przyjaźniły i wspólnie otworzyły restaurację.
Wbiegłam po schodach i weszłam do mojego pokoju. Średniej wielkości, z dużym łóżkiem postawionym pod ścianą, która tak jak reszta miała kolor słońca. Obok stały szafki, naprzeciwko zaś biurko i regał na książki. Dużo przestrzeni zajmował stolik, na którym obecnie stał kubek po wczorajszej herbacie. Nie było tu ogromnego bałaganu, ale także nie było tu sterylnie czysto. Dbałam o porządek tak, jak każda nastolatka. Położyłam się na łóżku i pod plecami poczułam coś twardego. To był mój laptop. No tak, jak zawsze w pośpiechu zapomniałam odłożyć go na biurko. Weszłam pod kołdrę i włączyłam leżący na moich kolanach sprzęt. Gdy na ekranie ujrzałam logo Google, w wyszukiwarce wpisałam „białaczka”. Denerwowałam się. Nie wiedziałam czego zaraz się dowiem i jak na to zareaguję. Kliknęłam w link z Wikipedii i zaczęłam czytać. Część słów była dla mnie niezrozumiała, mimo to kontynuowałam. Gdy skończyłam, otworzyłam inną stronę, potem kolejną i kolejną. Nie mogłam przestać. Informacji było jednak za wiele, nie wiedziałam już co i jak. Mijały chwile a ja dalej się w to zatracałam, płakałam i nie ogarniałam wszystkiego jednocześnie. Ledwo zmusiłam się do wyłączenia komputera. Mogłabym siedzieć tak całą noc i dołować się – taka już byłam. Byłam bardzo słabą psychicznie osobą, łatwo popadającą w smutek i przygnębienie. Dlatego prócz chłopaków, siostry i mamy nie miałam nikogo. Nie chciałam zawierać bliższych znajomości z nikim więcej bo bałam się zranienia, bałam się otworzyć. Jak to w ogóle się stało, że otworzyłam się przed Ashton’em, przed chłopakami? No właśnie, jak?
Była jesień, jechałam w kierunku szkoły z moją siostrą, która codziennie rano odwoziła mnie do liceum. W tym roku skończyłam swoje siedemnaste urodziny, nie chciałam jednak robić prawa jazdy, bo póki siostra była przy moim boku, nie potrzebowałam ich. Wysiadając na szkolnym parkingu wpadłam na moją koleżankę, która od razu zaczęła opowiadać mi o tym co wyprawiała po sobotniej imprezie z jakimś przypadkowym kolesiem. Brzydziłam się takim zachowaniem, nie chodziłam na imprezy a czas ze znajomymi spędzałam tylko na kręgielni, w kinie czy w restauracji mamy. Wchodząc do szkoły już na samym wejściu ujrzałam kogoś, kogo unikałam. Stojący tyłem, wysoki chłopak rozmawiał ze swoimi kumplami śmiejąc się głośno. Od paru miesięcy próbował się ze mną umówić, jednak ciągle mu odmawiałam. Nie chodziło o to, że mi się nie podobał. Wręcz przeciwnie – był bardzo przystojny. Jego rozwichrzone włosy były w kolorze blond, miał duże, piwne oczy. Jednak to jego czarujący uśmiech przyciągał wzrok dziewczyn. Miał wspaniały charakter, był bardzo rozmowny, opiekuńczy i wrażliwy. Nie brakowało mu humoru i inteligencji. Nazywał się Ashton Irwin, a moim powodem do rezygnowania z randki z tym przystojniakiem była nieśmiałość. Wstydziłam się rozmawiać z fajnymi chłopakami a co dopiero umawiać się z nimi. Ashton bardzo się starał, próbował mnie przekonać już wiele razy, ale byłam nieugięta. Było mi głupio z tego powodu, więc unikałam go.
Jednak by dostać się na lekcje musiałam koło niego przejść. Nim zdążyłam przemknąć korytarzem, Ash zauważył mnie i podszedł.
- Cześć księżniczko!
- Hej Ash. – już czułam jak moje policzki nabierają różowego koloru.
- Widziałem, że Lexi już od rana morduje Cię swoimi opowieściami?
- Tak, staram się przeżyć… - jak najszybciej chciałam uciec na lekcje.
- Słuchaj… mam pytanie. – w jego głosie było słychać niepewność.
- Wal śmiało. – dobrze wiedziałam o co planuje mnie spytać.
- Masz jakieś plany na piątek? – oho, zgadłam.
- Przepraszam, ten piątek odpada… Będę musiała pomóc ma…
- Mamie w restauracji – dokończył za mnie. – No tak, mogłem się spodziewać. – widziałam, że był zawiedziony.
- Chociaż nie, piątek brzmi świetnie. – palnęłam bez zastanowienia, było mi wstyd, że stosowałam ciągle tą samą wymówkę, więc co mogłam zrobić?
- Czekaj, czekaj. Naprawdę?
- A czemu nie? – ciągle nie byłam pewna mojej decyzji.
- Będę po Ciebie o siódmej. – powiedział, ukazując swój promienny uśmiech.
- Świetnie. – stwierdziłam i odeszłam.
Czułam, że robię to tylko i wyłącznie z własnego zażenowania. Nie liczyłam, że Ashton mnie polubi, byłam zwykłą osobą. Nie wyróżniałam się charakterem, tylko wygląd przyciągał moich adoratorów. Dlatego bałam się, że chłopak będzie następnym, który po jednym spotkaniu zerwie kontakt ze względu na moją nudną osobowość. Randka, wbrew moim wątpliwościom przebiegła sympatycznie. Bardzo go polubiłam, rozumieliśmy się znakomicie, potrafił mnie rozbawić, czas przy nim leciał za szybko i ku mojemu zdziwieniu, nie byłam taka zła. Zaczynałam rozmowę, odwzajemniałam uśmiechy, żartowałam. Ash zaprosił mnie na kolejną randkę. Oboje chcieliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. Częściej się spotykaliśmy, częściej rozmawialiśmy. Otworzył się przede mną i zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa, więc i ja otworzyłam się przed nim. Chłopak dowiedział się o mnie wszystkiego, tak jak ja o nim. Z każdym dniem stawał się dla mnie wspanialszy i sprawiał, że byłam lepszą osobą. Poznał mnie ze swoimi przyjaciółmi, z którymi miał zespół – Luke’iem, Michael’em i Calum’em. Grali przede mną swoją muzykę, śmiali się ze mną, zawsze służyli pomocą. Mimo, że byliśmy z innych szkół i wcale nie znaliśmy się długo, nawiązaliśmy wspaniały kontakt, który po czasie przemienił się w przyjaźń. Jednak to Calum stał mi się najbliższy. Byliśmy bardzo podobni, łatwiej się dogadywaliśmy. Cal stał się moim najlepszym przyjacielem. Wręcz bratem, który potrafił mnie zdenerwować jak nikt inny, ale także jak nikt inny pocieszyć. Sprawy między mną a Ashton’em nabierały tempa. Traktowaliśmy się wzajemnie bardzo dobrze, mieliśmy do siebie ogromny szacunek i zaufanie, co było dla nas obojga bardzo ważne. Definitywnie było między nami coś więcej, lecz baliśmy się to przyznać. Z biegiem czasu zostaliśmy parą. Nie ukrywaliśmy się, Luke, Mikey i Cal cieszyli się naszym szczęściem. Gdy kariera 5 Seconds Of Summer zaczęła się rozwijać, chłopcy prosili mnie bym towarzyszyła im w ważnych przedsięwzięciach – wywiadach, koncertach, spotkaniach z fanami. Twierdzili, że jestem piątym, lecz najbardziej utalentowanym członkiem zespołu. Cieszyli się, gdy widzieli mnie w tłumie ludzi, pozbawiało ich to stresu. Wspierałam ich z przyjemnością. Tak zostało do dziś.
Leżałam w łóżku, cała we łzach. Wspominałam wspaniałe chwile z zespołem, te mniej wspaniałe. Każdy koncert, imprezy, wywiady, nawet nasze spory. Nie chciałam tego kończyć, nie chciałam wyrywać ich z nieopisanego szczęścia, jakie dawała im kariera oraz muzyka. Układałam w głowie moje myśli w całość, budowałam zdania, które miałam zamiar wypowiedzieć chłopakom. Czułam jednak, że zanim to zrobię, najpierw powinnam poinformować moją rodzicielkę.
Z zamysłu wyrwało mnie jej wołanie, zeszłam więc na dół a tam ujrzałam twarz, która z jednej strony radowała moje serce, a z drugiej łamała je na kawałeczki. To był Calum. Chłopak otwierał właśnie sok pomarańczowy, a z jego ust wydobył się krzyk:
- LUCY! Chodź, idźmy na górę, musimy Ci coś powiedzieć!
- Musimy? My? – byłam zdezorientowana.
- Chłopacy są już w drodze!
Nie zdążyliśmy usiąść, a w całym domu słychać było pukanie. Zbiegłam na dół, by otworzyć drzwi i ujrzałam trzy rozradowane buzie. Chłopcy od razu pobiegli do mojego pokoju, ja zrobiłam to nieco wolniej. Będąc jeszcze w drodze, już słyszałam ich kłótnie na temat tego, który ma powiedzieć mi o ich superważnej wiadomości. „No, ja nie mam takiego wyboru” – pomyślałam. Weszłam do pokoju i gdy zobaczyłam czterech najważniejszych dla mnie mężczyzn coś we mnie pękło. Wiedziałam, że nie wytrzymam i zaraz powiem im o mojej chorobie. Chciałam jednak najpierw cieszyć się ich kolejnym sukcesem.
- No dobra, mówcie co jest!
- Więc… - zaczął Michael.
- Będziemy mieli… - ciągnął Calum.
- Własną trasę! – krzyknął Luke.
- PO CAŁYM ŚWIECIE, ROZUMIESZ? – ekscytował się mój chłopak a ja od razu poczułam w sobie nieopisane szczęście.
- To świetnie, to naprawdę wspaniale! Moje kochane ciamajdy będą miały własną trasę! – szczerze się cieszyłam. – Ale… ja też muszę wam coś powiedzieć.
Chłopcy ucichli widząc mój szybko zmieniony wyraz twarzy. Zrobiło mi się gorąco i wiedziałam, że to ten moment. Teraz, albo nigdy.
- Mam raka. – powiedziałam cicho i poczułam spływające po policzkach łzy.
___________________________________________________________________________________________
Rozdział 1! Jest może trochę nudny, ale to dlatego, że praktycznie zapoznawałam was z Lucy i jej rodziną, przedstawiłam wam jej mamę, opowiedziałam jak poznała chłopaków, opisałam jej pokój itd. Obiecuję, że drugi rozdział będzie o wiele lepszy, akcja zdecydowanie nabierze tempa! Pojawi się on niestety dopiero w przyszłym tygodniu, w poniedziałek/wtorek :)
Gdy minęło dobre pół godziny, wzięłam kilka głębokich oddechów. Otarłam policzki i ruszyłam w kierunku windy. Zjeżdżając na parter spojrzałam na mój telefon – trzy nieodebrane połączenia od siostry. Nawet nie wiedziałam kiedy dzwoniła, tak bardzo uciekłam myślami od rzeczywistości. Wyszłam ze szpitala i z szybko bijącym sercem wsiadłam do samochodu.
- Co tak długo? Myślałam, że umrę przez to czekanie…
- Przepraszam, rozmawiałam z lekarzem o moich lekach – palnęłam bez namysłu.
- Lekach? Jesteś chora? – na twarzy siostry było widać zmartwienie.
- No, tak jakby… No wiesz… To znaczy, jestem osłabiona. Dlatego zemdlałam i tak dalej. Muszę się trochę wzmocnić i będzie okej. – nienawidziłam kłamać w żywe oczy. Co ja w ogóle sobie myślałam?
- Okej.
Całą drogę do domu spędziłyśmy w ciszy. Ja siedziałam z twarzą wlepioną w wyświetlacz telefonu, Adelaide prowadziła w skupieniu samochód. Cieszyłam się, że nie zaczynała żadnego tematu, nie miałam ochoty na rozmowy. Chciałam tylko dojechać do domu i resztę dnia spędzić w łóżku.
Gdy dwudziestoczterolatka zatrzymała się pod budynkiem, wysiadłam z auta. Moja siostra tylko opuściła szybę i oznajmiła mi, że jedzie do pracy. Nie byłam zdziwiona, całe dnie spędzała w biurze. Rzadko miała urlop, ale za to gdy tylko potrzebowała gdzieś wyjść, szef bez problemu ją wypuszczał. Wiedział jak świetną jest dziennikarką, a w ten sposób wynagradzał jej nadgodziny.
Weszłam do domu i tak jak się spodziewałam, byłam sama. Moja mama, Tess także była w pracy. Prowadziła najbardziej prestiżową restaurację w mieście, więc klientów było niemało. Często jednak spędzała wieczory na kanapie oglądając swoje ulubione seriale lub na spotkaniach ze znajomymi. Zostawiała wtedy restaurację pod opieką swojej współwłaścicielki i najlepszej przyjaciółki – Stef. Znały się od dziecka, zawsze dzieliły te same pasje i zainteresowania i mimo ich chwilowego braku kontaktu po śmierci mojego ojca, znów się przyjaźniły i wspólnie otworzyły restaurację.
Wbiegłam po schodach i weszłam do mojego pokoju. Średniej wielkości, z dużym łóżkiem postawionym pod ścianą, która tak jak reszta miała kolor słońca. Obok stały szafki, naprzeciwko zaś biurko i regał na książki. Dużo przestrzeni zajmował stolik, na którym obecnie stał kubek po wczorajszej herbacie. Nie było tu ogromnego bałaganu, ale także nie było tu sterylnie czysto. Dbałam o porządek tak, jak każda nastolatka. Położyłam się na łóżku i pod plecami poczułam coś twardego. To był mój laptop. No tak, jak zawsze w pośpiechu zapomniałam odłożyć go na biurko. Weszłam pod kołdrę i włączyłam leżący na moich kolanach sprzęt. Gdy na ekranie ujrzałam logo Google, w wyszukiwarce wpisałam „białaczka”. Denerwowałam się. Nie wiedziałam czego zaraz się dowiem i jak na to zareaguję. Kliknęłam w link z Wikipedii i zaczęłam czytać. Część słów była dla mnie niezrozumiała, mimo to kontynuowałam. Gdy skończyłam, otworzyłam inną stronę, potem kolejną i kolejną. Nie mogłam przestać. Informacji było jednak za wiele, nie wiedziałam już co i jak. Mijały chwile a ja dalej się w to zatracałam, płakałam i nie ogarniałam wszystkiego jednocześnie. Ledwo zmusiłam się do wyłączenia komputera. Mogłabym siedzieć tak całą noc i dołować się – taka już byłam. Byłam bardzo słabą psychicznie osobą, łatwo popadającą w smutek i przygnębienie. Dlatego prócz chłopaków, siostry i mamy nie miałam nikogo. Nie chciałam zawierać bliższych znajomości z nikim więcej bo bałam się zranienia, bałam się otworzyć. Jak to w ogóle się stało, że otworzyłam się przed Ashton’em, przed chłopakami? No właśnie, jak?
Była jesień, jechałam w kierunku szkoły z moją siostrą, która codziennie rano odwoziła mnie do liceum. W tym roku skończyłam swoje siedemnaste urodziny, nie chciałam jednak robić prawa jazdy, bo póki siostra była przy moim boku, nie potrzebowałam ich. Wysiadając na szkolnym parkingu wpadłam na moją koleżankę, która od razu zaczęła opowiadać mi o tym co wyprawiała po sobotniej imprezie z jakimś przypadkowym kolesiem. Brzydziłam się takim zachowaniem, nie chodziłam na imprezy a czas ze znajomymi spędzałam tylko na kręgielni, w kinie czy w restauracji mamy. Wchodząc do szkoły już na samym wejściu ujrzałam kogoś, kogo unikałam. Stojący tyłem, wysoki chłopak rozmawiał ze swoimi kumplami śmiejąc się głośno. Od paru miesięcy próbował się ze mną umówić, jednak ciągle mu odmawiałam. Nie chodziło o to, że mi się nie podobał. Wręcz przeciwnie – był bardzo przystojny. Jego rozwichrzone włosy były w kolorze blond, miał duże, piwne oczy. Jednak to jego czarujący uśmiech przyciągał wzrok dziewczyn. Miał wspaniały charakter, był bardzo rozmowny, opiekuńczy i wrażliwy. Nie brakowało mu humoru i inteligencji. Nazywał się Ashton Irwin, a moim powodem do rezygnowania z randki z tym przystojniakiem była nieśmiałość. Wstydziłam się rozmawiać z fajnymi chłopakami a co dopiero umawiać się z nimi. Ashton bardzo się starał, próbował mnie przekonać już wiele razy, ale byłam nieugięta. Było mi głupio z tego powodu, więc unikałam go.
Jednak by dostać się na lekcje musiałam koło niego przejść. Nim zdążyłam przemknąć korytarzem, Ash zauważył mnie i podszedł.
- Cześć księżniczko!
- Hej Ash. – już czułam jak moje policzki nabierają różowego koloru.
- Widziałem, że Lexi już od rana morduje Cię swoimi opowieściami?
- Tak, staram się przeżyć… - jak najszybciej chciałam uciec na lekcje.
- Słuchaj… mam pytanie. – w jego głosie było słychać niepewność.
- Wal śmiało. – dobrze wiedziałam o co planuje mnie spytać.
- Masz jakieś plany na piątek? – oho, zgadłam.
- Przepraszam, ten piątek odpada… Będę musiała pomóc ma…
- Mamie w restauracji – dokończył za mnie. – No tak, mogłem się spodziewać. – widziałam, że był zawiedziony.
- Chociaż nie, piątek brzmi świetnie. – palnęłam bez zastanowienia, było mi wstyd, że stosowałam ciągle tą samą wymówkę, więc co mogłam zrobić?
- Czekaj, czekaj. Naprawdę?
- A czemu nie? – ciągle nie byłam pewna mojej decyzji.
- Będę po Ciebie o siódmej. – powiedział, ukazując swój promienny uśmiech.
- Świetnie. – stwierdziłam i odeszłam.
Czułam, że robię to tylko i wyłącznie z własnego zażenowania. Nie liczyłam, że Ashton mnie polubi, byłam zwykłą osobą. Nie wyróżniałam się charakterem, tylko wygląd przyciągał moich adoratorów. Dlatego bałam się, że chłopak będzie następnym, który po jednym spotkaniu zerwie kontakt ze względu na moją nudną osobowość. Randka, wbrew moim wątpliwościom przebiegła sympatycznie. Bardzo go polubiłam, rozumieliśmy się znakomicie, potrafił mnie rozbawić, czas przy nim leciał za szybko i ku mojemu zdziwieniu, nie byłam taka zła. Zaczynałam rozmowę, odwzajemniałam uśmiechy, żartowałam. Ash zaprosił mnie na kolejną randkę. Oboje chcieliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. Częściej się spotykaliśmy, częściej rozmawialiśmy. Otworzył się przede mną i zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa, więc i ja otworzyłam się przed nim. Chłopak dowiedział się o mnie wszystkiego, tak jak ja o nim. Z każdym dniem stawał się dla mnie wspanialszy i sprawiał, że byłam lepszą osobą. Poznał mnie ze swoimi przyjaciółmi, z którymi miał zespół – Luke’iem, Michael’em i Calum’em. Grali przede mną swoją muzykę, śmiali się ze mną, zawsze służyli pomocą. Mimo, że byliśmy z innych szkół i wcale nie znaliśmy się długo, nawiązaliśmy wspaniały kontakt, który po czasie przemienił się w przyjaźń. Jednak to Calum stał mi się najbliższy. Byliśmy bardzo podobni, łatwiej się dogadywaliśmy. Cal stał się moim najlepszym przyjacielem. Wręcz bratem, który potrafił mnie zdenerwować jak nikt inny, ale także jak nikt inny pocieszyć. Sprawy między mną a Ashton’em nabierały tempa. Traktowaliśmy się wzajemnie bardzo dobrze, mieliśmy do siebie ogromny szacunek i zaufanie, co było dla nas obojga bardzo ważne. Definitywnie było między nami coś więcej, lecz baliśmy się to przyznać. Z biegiem czasu zostaliśmy parą. Nie ukrywaliśmy się, Luke, Mikey i Cal cieszyli się naszym szczęściem. Gdy kariera 5 Seconds Of Summer zaczęła się rozwijać, chłopcy prosili mnie bym towarzyszyła im w ważnych przedsięwzięciach – wywiadach, koncertach, spotkaniach z fanami. Twierdzili, że jestem piątym, lecz najbardziej utalentowanym członkiem zespołu. Cieszyli się, gdy widzieli mnie w tłumie ludzi, pozbawiało ich to stresu. Wspierałam ich z przyjemnością. Tak zostało do dziś.
Leżałam w łóżku, cała we łzach. Wspominałam wspaniałe chwile z zespołem, te mniej wspaniałe. Każdy koncert, imprezy, wywiady, nawet nasze spory. Nie chciałam tego kończyć, nie chciałam wyrywać ich z nieopisanego szczęścia, jakie dawała im kariera oraz muzyka. Układałam w głowie moje myśli w całość, budowałam zdania, które miałam zamiar wypowiedzieć chłopakom. Czułam jednak, że zanim to zrobię, najpierw powinnam poinformować moją rodzicielkę.
Z zamysłu wyrwało mnie jej wołanie, zeszłam więc na dół a tam ujrzałam twarz, która z jednej strony radowała moje serce, a z drugiej łamała je na kawałeczki. To był Calum. Chłopak otwierał właśnie sok pomarańczowy, a z jego ust wydobył się krzyk:
- LUCY! Chodź, idźmy na górę, musimy Ci coś powiedzieć!
- Musimy? My? – byłam zdezorientowana.
- Chłopacy są już w drodze!
Nie zdążyliśmy usiąść, a w całym domu słychać było pukanie. Zbiegłam na dół, by otworzyć drzwi i ujrzałam trzy rozradowane buzie. Chłopcy od razu pobiegli do mojego pokoju, ja zrobiłam to nieco wolniej. Będąc jeszcze w drodze, już słyszałam ich kłótnie na temat tego, który ma powiedzieć mi o ich superważnej wiadomości. „No, ja nie mam takiego wyboru” – pomyślałam. Weszłam do pokoju i gdy zobaczyłam czterech najważniejszych dla mnie mężczyzn coś we mnie pękło. Wiedziałam, że nie wytrzymam i zaraz powiem im o mojej chorobie. Chciałam jednak najpierw cieszyć się ich kolejnym sukcesem.
- No dobra, mówcie co jest!
- Więc… - zaczął Michael.
- Będziemy mieli… - ciągnął Calum.
- Własną trasę! – krzyknął Luke.
- PO CAŁYM ŚWIECIE, ROZUMIESZ? – ekscytował się mój chłopak a ja od razu poczułam w sobie nieopisane szczęście.
- To świetnie, to naprawdę wspaniale! Moje kochane ciamajdy będą miały własną trasę! – szczerze się cieszyłam. – Ale… ja też muszę wam coś powiedzieć.
Chłopcy ucichli widząc mój szybko zmieniony wyraz twarzy. Zrobiło mi się gorąco i wiedziałam, że to ten moment. Teraz, albo nigdy.
- Mam raka. – powiedziałam cicho i poczułam spływające po policzkach łzy.
___________________________________________________________________________________________
Rozdział 1! Jest może trochę nudny, ale to dlatego, że praktycznie zapoznawałam was z Lucy i jej rodziną, przedstawiłam wam jej mamę, opowiedziałam jak poznała chłopaków, opisałam jej pokój itd. Obiecuję, że drugi rozdział będzie o wiele lepszy, akcja zdecydowanie nabierze tempa! Pojawi się on niestety dopiero w przyszłym tygodniu, w poniedziałek/wtorek :)
P.S. Znacie jakąś osobę, która robi szablony na bloga? :) Chcę zmienić ten mój, dodać jakiś kontakt do mnie, zakładkę z bohaterami itd. Z góry wielkie dzięki za informacje! :*
Pozdrawiam, Jul x
Osz fuck... *.*
OdpowiedzUsuńw tym rozdziale opisanych jest tak wiele emocji...
Normalnie brak słów... Końcówka ;'c
Jestem mega pozytywnie zniecierpliwiona kolejnego rozdziału *.* (wiem dziwnie sformułowane zdanie tak jak i ja xd)
buziaki xx
@LaristaRoomie
omg i jak oni zareagują na to? co się dalej stanie? co będzie z trasą? omfg to się robi coraz bardziej ciekawe skjdzhfknsj <3
OdpowiedzUsuńjejku, cudowne <3
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać 2 <3
kocham xx
Wcale nie jest nudny. Ale serio musiałaś skończyć w takim momencie? Czekam na nn. Powodzenia
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się, że urwiesz w takim momencie. Tak się nie robi ludziom. Serio. :D
OdpowiedzUsuńNie jest nudny. Jest świetny. Jeśli Ty twierdzisz, że ten jest nudny to co się będzie działo w dalszych rozdziałach? :D Czekam zniecierpliwiona na 2 rozdział. :)
Cześć, dostajesz nominację do Liebster Award ! Zapraszam do mnie : )
OdpowiedzUsuńhttp://ukojenie-fanfiction.blogspot.com/
PS gratuluję świetnego opowiadania :) xx
o jeju! nie spodziewałam się :O bardzo, bardzo dziękuję! x
UsuńJestem bardzo ciekawa reakcji chłopaków na wiadomość Lucy. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuń@gouldingbaby x
świetne! @damedestiny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Lecę czytać następny :)
OdpowiedzUsuńMaggie Z. ( @_1D_TVD_ )